środa, 12 listopada 2014

Rozdział 6

...whenewer I close my eyes I wish you were here. ..
Kolejne dni spędzam w szpitalu całkowicie ignorując zakaz Naomi.Zorientowałam się kiedy mniej więcej straszna Gemma(serio, ona naprawdę jest straszna) i pozostali wychodzą ze szpitala i nadmiernie to wykorzystuję. Chodzę do niego i gadam. O wszystkim co mi ślina na język przyniesie. Cholera, powiedziałam mu nawet, że jego krzywe zęby wcale nie były takie krzywe, ale i tak dobrze, że zainwestował w aparat bo przez to jest jeszcze bardziej uroczy. O Boże czy ja na serio powiedziałam mu, że jest uroczy? Dzięki Bogu ,że leży w śpiączce i nic nie słyszy.
Zmusiłam Jima, żeby załatwić mi miejsce w szpitalu wśród wolontariuszy. Zgodził się wyraźnie zaskoczony, że  wreszcie ruszyłam swój dumny tyłek i chcę pomagać innym. Cóż, mnie też to zdziwiło. Dostałem ohydny kitel śmierdzący stęchlizną i dziwne różowe kapcie.Wygladam okropnie jednym słowem. Dobrze że nikt ze szkoły mnie nie widzi. I przyczepiłam tabliczkę z napisem "Liz".Jim widząc to spogląda na mnie pytająco, ale nie docieka. Jego szczęście.
-Summer Johnson-rzuca Jim kiedy z mopem i wiadrem chcę wyjść z jego gabinetu. Zatrzymuję się w pół kroku
-Co?-pytam nie bardzo rozumiejąc- Co Johnson?
Jim wzdycha opierając łokcie na biurka.
-Nie co, tylko kto. Summer Johnson. Pokój nr 144
-To obok Nialla-wyrywa mi się
Jim marszczy brwi.
-Co?
Potrząsam głową.
-Nic. Summer Johnson, pokój numer 144. Za sekundę tam będę.
Rzucam mop i wiadro na podłogę posyłając przy tym promienny uśmiech. Jim kręci głową z politowaniem i macha na mnie ręką żebym już wyszła. Przechodzę kilka korytarzy pozdrawiana przez pielęgniarki i innych wolontariuszy. W końcu dochodzę do sali owej Summer. Pukam do drzwi- po cholerę? , po czym wchodzę do środka.
-Cze...ee. ..ść? - w sali jest ciemno. Naprawdę ciemno. Wzdłuż ściany stoją trzy łóżka. Dwa z nich są puste.
-Summer? -zwracam się niepewnie do małej istoty zakopanej w pościeli. -Em. ... jestem Liz.
-Nieprawda- odzywa się dziewczynka- Ty nie jesteś Liz.
Czuję silny ucisk w żołądku.
-Ty nie pasujesz do Liz-tłumaczy dziewczynka
Wypuszczam wstrzymane dotąd powietrze.Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego że to robiłam.
-Przejrzałaś mnie. -siadam na stołku obok jej łóżka. Teraz widzę ją dokładniej. Okrągła twarzycka okolona brązowymi lokami prawie identycznymi jak moje.Jej jasne oczy wpatrujące się we mnie z ciekawością
-Jestem Laura- nie wiem dlaczego to powiedziałam. Może to przez to jej spojrzenie. Jakby znała mnie od lat.
-Jesteś nowa? Sky nie mogła ze mną wytrzymać? -pyta Summer podciągając się na poduszkach
-Sky?-powtarzam-Nie, nie wiem.
-Bo wiesz najpierw była Kylie, potem Seb, Lynn, Sarah i jeszcze kilku.Wszyscy odeszli. Żadne z nich nie polubiło mnie na tyle by tu zostać.
Nie wiem co powiedzieć. Ale to nie szkodzi bo Summer gada za nas dwie.
-Wiedziałam, że nie nazywasz się Liz. Uwierz mi takie rzeczy się wie. Jestem tu od ponad dwóch lat.Mam białaczkę. Wiem, że umrę i wcale nie boję się śmierci. To dobre dla
Małych dzieci. Słyszałaś o tym Niallu Horanie? Biedny chłopak. O, a wiesz że jego sala jest obok mojej?  Często widzę taką blondynkę. Nie wygląda na zbyt miłą. Moim ulubionym kolorem jest zielony. Wiesz kolor nadziei i te sprawy. Masz chłopaka? Jesteś ładna. Sky nie była tak ładna chociaż bardzo ją lubiłam.
-Summer, poczekaj- przerywam jej potok słów- Dlaczego nie ma tu nikogo oprócz ciebie?
Dziewczynka spogląda na mnie zdumiona.
-A dlaczego ktoś miałby tu być?
-No nie wiem, inni chorzy, twoi rodzice?
Nagle Summer markotnieje. Boję się że ją czymś uraziłam.
-Zostawili mnie tutaj. Ten ciężar ich przerósł. -wzrusza ramionami po czym nagle rozpromienia się-Zagramy w warcaby?
***
Po tym jak Summer ogrywa mnie sześć razy trajkocząc przy tym jak to ona nie cierpi "tej wstrętnej Melissy z 143" albo jaki "to Jake z rakiem płuc jest słodki" mam serdecznie dość wszystkiego na jeden dzień. Chcę iść do Jima i wykręcić się z opieki nad tym nadpopudliwym dzieckiem, ale gdy zauważam pustkę pod pokojem Nialla wykorzystuję okazję.
-Cześć-rzucam beztrosko wparowując do sali.Zrzucam z siebie fartuch i poprawiam węzeł koszuli z łatami od Toma Thailora. Rozpuszczam ciasny kok- Nie uwierzysz gdzie Jim kazał mi iść. Summer Johnson. Znasz może? Największa gaduła świata. Nie znasz? Masz szczęście. Cholera, ona ma białaczkę a jakby zupełnie się tym nie przejmowała. Gdybym to ja miała umrzeć za jakiś czas pewnie rozżalałabym się nad sobą. Ale wiesz co? Jedna rzecz nas łączy. Obie nie lubimy Gemmy.
Serio, ona jest jakaś taka nadęta. I ciągle mi wygraża chociaż nawet nie wie że to o mnie chodzi. Ona jest twoją dziewczyną czy co? Bo zachowuje się jakbyś był jej własnością. Hej, a mówiłam ci o mojej randce z Chace'm? Właściwie dla mnie to nie była randka, ale weź takiemu przetłumacz. A może jak się już obudzisz to pójdziemy do kina? Co ty na to? 
-Z wielką chęcią. -zamieram. Stoję tak przez dłuższą chwilę dopóki nie słyszę:
-Możesz podać mi wody? 
Odwracam się gwałtownie. Niall siedzi na łóżku całkiem żywy jedynie z bandażem owiniętym wokół czoła. Pierwszy raz widzę jego błękitne oczy na żywo. Niall uśmiecha się do mnie niepewnie. Dopiero wtedy się opamiętuję. Szybkim krokiem podchodzę do dystrybutora i nalewam wody do plastikowego kubka. Podaję mu ją przy czym nasze palce się spotykają. Oblewam się rumieńcem i szybko odsuwam. Niall patrzy na mnie jeszcze dłuższą chwilę i nagle uśmiecha się do mnie uroczo. 
-Cześć- mówi
Unoszę brwi. Aha. To było trochę dziwne. 
-Hmm. ..cześć. 
Spuszczam wzrok ale nadal czuję jak on świdruje mnie swoimi błękitnymi oczami.
-Kiedy się obudziłeś? - pytam ze wzrokiem wbitym w moje poprzecierane dzinsowe rurki.
-Przed chwilą.W idealnym momencie- dosłownie słyszę jak się uśmiecha- Czy teraz gdy wszystkie formalności mamy za nami możesz mi powiedzieć jak się nazywasz i co ja tu robię?
...your smile is on every face. ..











♥♥♥

Hip, hip hurra spełniłam swoją obietnicę jest szósty rozdział :))
Sama się sobie dziwię, że mimo nawału nauki ( pierwsza klasa liceum human ;))
zawsze znajduję czas na inne pierdoły xD
Ktoś to w ogóle czyta? ^.^
XX
Bye!






1 komentarz: