poniedziałek, 30 marca 2015

Epilog

28 maj 2015
-Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Liam bez wahania przyciąga do siebie Sophię i całuje ją namiętnie jakby poza nimi nie było tu nikogo.
No i jak tu ich nie kochać?
Niall bierze mnie za rękę i szepcze do ucha:
-Niedługo to będziemy my.
Przewracam oczami. Po czym uśmiecham się promiennie.
Po skończonej uroczystości wszyscy wychodzimy na zewnątrz kościoła. Jest połowa maja. J jest cholernie gorąco. Zwłaszcza dla kogoś kto ma w brzuchu bliźniaki. Od siedmiu i pół miesiąca.
-Sophia- podchodzę, żeby ją uściskać- Wyglądasz przepięknie.
Dziewczyna całuje mnie w policzek i dziękuje rozweselona. Ale to prawda.
Jest ubrana w śnieżysto białą suknię do ziemi z metrowym trenem i obcisłym gorsetem. Ciemne włosy ma splecione w misterny kok.
-Musimy już jechać- Niall odciąga mnie od Sophii, przedostaje się przez tłum ludzi i prawie wpycha mnie do samochodu
Dziesięć minut później zatrzymujemy się przed wielką salą weselną. W środku okazuje się prawie tak przetronna jak na zewnątrz. I jest przepięknie udekorowana.
Na początku imprezy Liam wzruszony odmawia jakąś przemowę, potem Sophia, ich rodzice i Harry. Jedyny z całego zespołu który się zgodził.
W tym momencie należałoby wspomnieć, że Harry przyszedł na wesele z Naomi. Co było pewne oczywiste. No i, że są parą. Oficjalnie od trzech miesięcy.
Dwie godziny później zabawa się dopiero rozkręca, a Liam już jest pół żywy.  Sophia zirytowana chodzi po sali i przeprasza wszystkich za jego zachowanie
-Nic nie szkodzi, pani Payne. Wiadomo było, że pani mąż nie wytrzyma długo- mówi Niall, kiedy dziewczyna podchodzi do nas
Piorunuję go wzrokiem i uderzam łokciem w żebro. Chłopak śmieje się głośno i posyła mi pocałunek.
-Zamknij się- warczę
Sophia tylko się smieje po czym odchodzi dalej.
W tym samym momencie szybka, skoczna piosenka ustępuje miejsca powolnej, romantycznej.
Niall dopija swoje piwo do końca i wyciąga do mnie rękę.
-Zatańczymy?
Krzywię się.
-Zwariowałeś? Po pierwsze: ty nie umiesz tańczyć. Po drugie: jestem najgrubszą kobietą na tej sali. Nie zamierzam się osmieszac.
Niall głośno odchrząkuje po czym klęka przede mną. Niemal zrywam się z miejsca.
-Co ty robisz?  Wstawaj!
Niall jednak nie reaguje na moje słowa tylko ponownie bierze mnie za rękę i całuje mój nadgarstek.
Rozglądam się wokół. Większość ludzi jest zajętych jedzeniem albo tańczeniem więc nikt nie zwraca na nas uwagi.
-Dla mnie inne kobiety mogą się wypchać. - zaczyna Niall- To z tobą zamierzam spędzić całe życie, i nie obchodzi mnie czy ważysz sto kilo czy pięćdziesiąt. Nieważne czy jesteś brunetką, blondynką. ..
-No już dobra- przerywam mu- Zatańczę z tobą.
Niall uśmiecha się i ciągnie mnie na parkiet. Przytula mnie do siebie i zaczyna się wolno kołysac.
-Mówiłam, że nie umiesz tańczyć- szepczę mu do ucha
-Też cię kocham.
Chcę, żeby mówił mi to prze  kolejne dziesiątki lat.
Opieram głowę na jego ramieniu i zamykam oczy. Żadne słowa nie są w stanie odzwierciedlić tego jak jestem wdzięczna niebiosom. Za wszystko.
5 lipiec 2015
-Niall chyba się zaczęło- z jękiem szturcham śpiącego Nialla w ramię
Ten jednak wcale się nie rusza tylko dalej smacznie pochrapuje. Klnę pod nosem i wstaję z łóżka. Nagle jednak łapie mnie taki skurcz, że muszę z powrotem usiąść. Oddycham głęboko tak jak uczyli mnie w szkole rodzenia. Ale to wcale nie pomaga.
Wyrzucam z siebie wszystkie przekleństwa jakie przyjdą mi do głowy. Kolejny skurcz jest tak silny, że wydaję z siebie dziki wrzask.
Niall zrywa się z łóżka.
-Co...co się dzieje? !- rozgląda się gorączkowo wokół siebie, a gdy zauważa jak kulę się z bólu natychmiast wyskakuje w samych bokserkach z łóżka i klęka przede mną.
-Co się dzieje, aniołku?
-Kurwa, nie widzisz? - krzyczę- To chyba jasne do cholery. Rodzę, palancie!
Niall zaczyna panikować.
-Dlaczego mnie nie obudziłaś? !- przekrzykuje moje jęki
Mogłabym go w tym momencie zabić. O, tak.
-Nie pieprz tyle tylko dzwon po karetkę!
Niall kiwa głową i biegnie szukać telefonu.
Niecałe pół godziny później leżę na łóżku szpitalnym. Wiję się z bólu, a każdy krzyk wydobywający się z moich ust jest coraz głośniejszy. To boli milion razy bardziej niż pieprzony okres.
Niall chodzi nerwowo po sali ciągle łapiąc się za głowę. W końcu do środka wchodzi doktor Roberts. Siada naprzeciwko mnie i oznajmia mi, że już mogę przeć.
Niall łapie mnie za rękę i mocno ściska jakby myślał, że to mi w czymś pomoże.
-Boli? - pyta pół szeptem
-Nie, łaskocze- warczę wydając z siebie kolejny krzyk
-Widać główkę! - woła doktor Roberts
Dzięki Bogu.
Prę jeszcze raz a mo sekundzie słyszę głośny płacz.
-Chłopak! - krzyczy Roberts
Pielęgniarka zawija go w błękitny ręcznik i idzie z nim w kąt sali. Wiodę za nimi wzrokiem ale doktor Roberts przywołuje mnie do porządku.
-To nie koniec, kochana. Jeszcze jedno.
Zaciskam zęby i zaczynam przeć. Z drugim dzieckiem idzie dwa razy gorzej. W końcu jednak po długim czasie słychać tryumfalny okrzyk doktor.
-Dziewczynka!
I wtedy tracę przytomność.
***
-Byłaś cudowna.
Następnego dnia, pięć minut po przebudzeniu Niall od razu zaczyna mnie wychwalać.
Przerywam mu machnięciem ręki.
-Gdzie dzieci?
W tym samym momencie gdy to mówię do pokoju wchodzi Naomi z Harrym. Oboje niosą w rękach małe zawiniątka.
Zakrywam usta.
-Co. ..
Naomi przewraca oczami.
-Nie co tylko kto, skarbie. - podaje mi różowe zawiniątko
Harry podaje Niallowi niebieskie.
Spoglądam w oczy absolutnie najpiękniejszej dziewczynki na świecie. Mała łapie mnie za palec i lekko go ściska. Gwałtownie wciągam powietrze.
-Jak je nazwiecie? - pyta Harry robiąc głupie miny do chłopca
Spoglądamy po sobie z Niallem.
-Victoria Summer i Thomas Cole- odpowiada blondyn
Naomi kiwa głową.
-Może być. Nie jest źle.
Harry obejmuje ją ramieniem.
-A my? Jak nazwiemy nasze dzieci?
Naomi wytrzeszcza na niego oczy a my wybuchamy śmiechem.
23 czerwiec 2016

-Denerwujesz się? - Naomi obejmuje mnie od tyłu
Kiwam głową.
-Cholernie.
Mama rzuca mi groźne spojrzenie.
-Nie przy dziecku-- wskazuje na Vicky siedząca na jej kolanach
Dziewczynka śpiewa coś pod nosem po swojemu.
-Wyglądasz przepięknie- szepcze mi Naomi do ucha
Uśmiecham się niewyraźnie i patrzę na moją córeczkę. Maura miała rację co do naszych dzieci. Vicky i Tommy mają błękitne oczy po Niallu i brązowe loki po mnie. I są najsłodszymi dziećmi na świecie.
-Już czas!- Naomi klaszcze w dłonie i poprawia mój welon
Nagle czuję silny uścisk w żołądku.
-Ja...ja nie dam rady.
-Pieprzenie-prycha Naomi z irytacją, po czym kuli się pod groźnym spojrzeniem mojej mamy- Idziemy.
Biorę Vicky za rękę i wychodzimy pod główne drzwi kościóła. Mała stawia już swoje kroki coraz pewniej, dlatego jej przypadła rola sypania wokół kwiatkami. Zresztą to dziecko ma jakąś dziwną zdolność do destrukcji wszystkiego czego się dotknie.
Gdy słyszymy dzwony kościelne mam wrażenie, że zaraz zemdleję. Jim, który zjawia się niewiadomo skąd bierze mnie pod ramię. Drzwi otwierają się. Zmierzamy powolnym krokiem w stronę ołtarza. Ja z wzrokiem wbitym w ziemię. Jim z dumnie uniesioną głową.
Podnoszę wzrok dopiero wtedy gdy widzę stopnie schodów. Mój wzrok napotyka spojrzenie Nialla. Chłopak uśmiecha się do mnie szeroko, a ja jestem w stanie myśleć tylko o tym jak ten garnitur idealnie na nim leży.
-Zebraliśmy się tu po to- zaczyna kapłan miły staruszek z długą siwą brodą
Ukradkiem rozglądam się pod sali. Mama, Jim, Dylan moja babcia Tracy- ta która krzyczy na mnie mając w ustach papierosa,  Maura ze swoim mężem, Bobby, Greg z Denise i Theo, Naomi i Harry, Liam i Sophia ( w piątym miejscu ciąży), Louis i Eleanor, Zayn, Perrie, Silver, Adriana, Annie, Gemma z Maddy. Hmm. ..właśnie może to trochę dziwnie zabrzmi, ale Gemma i Maddy są parą. Od roku. Zamieram na widok Cole'a. Chłopak kiwa do mnie głową z szerokim uśmiechem. Odwzajemniam uśmiech i przenoszę wzrok na Nialla.
Powtarzamy po księdzu przysięgę małżeńską, po czym Niall wsuwa na mój palec obrączkę.
Kątem oka zauważam wygrawerowany na niej napis.
"Na zawsze razem, aniołku".
-Ogłaszam was mężem i żoną.
Niall bez zbędnych słów przyciska mnie do siebie i mocno całuje.
24 grudzień 2021
-Co dostałeś?
-Zostaw!
-Mamo!
-Tato, powiedz coś!
Niall rzuca mi rozbwione spojrzenie.
-Bliźniaki, mówisz?
-Teraz ty idziesz je uspokajać. - wyjmuję ciastka z piekarnika w tym samym momencie, gdy Tommy i Vicky wpadają z krzykiem do kuchni
-Pierniki! - woła chłopiec łapiąc mnie za fartuch
Piorunuję go wzrokiem.
-Uważaj, kolego. To nie tylko dla ciebie.
Vicky przytula się do Nialla, który nie ma serca jej odmówić i częstuje ją ciastkiem.
-Niall! -krzyczę
Ten tylko patrzy na mnie niewinnie.
Kręcę głową i idę do salonu, gdzie zaczynam rozkładać sztućce i dania.
-A będzie wujek Harry z ciocią Naomi?- pyta Tommy drepcząc za mną
Ze smutkiem kręcę głową. Dwa lata temu Naomi i Harry przeprowadzili się do Los Angeles, gdzie wzięli ślub, na który oczywiście nas zaprosili, ale potem nasz kontakt się urwał. Potem dowiedzieliśmy się, że Naomi jest bezpłodna i nie  może mieć dzieci. Załamała się. Bała się, że Harry od niej odejdzie. On jednak tego nie zrobił.
-Szkoda-Tommy pomaga mi układać widelce- A wujek Liam i ciocia Sophia z Mattem?
Matt to syn Liama i Sophii. Słodki chłopczyk.
Potakuję.
-Tak. Wujek Louis i inni też będą.
Tommy uśmiecha się i biegnie z powrotem do kuchni.
Godzinę później wszyscy siedzimy już przy stole. Odśpiewaliśmy sto lat Louisowi, który obchodzi dzisiaj swoje trzydzieste urodziny. A nadal tak przystojnie jak kilka lat temu. Zabieramy się właśnie do jedzenia, gdy ktoś dzwoni do drzwi.
-Kto to może być? -Niall podnosi się z miejsca, ale ja go powstrzymuję
-Ja pójdę.
Kiedy otwieram drzwi zamieram.
-Naomi?  Harry?
Blondynka uśmiecha się do mnie promienie i ściska mnie mocno.
-Jak dobrze cię widzieć po takim czasie.
Obie wybuchamy płaczem. To rozstanie wcale nam dobrze nie zrobiło.
-Też tu jestem- Harry obejmuje mnie z uśmiechem
I wtedy zauważam kogoś stojącego za nimi.
-A to kto? - kucam naprzeciwko małej czarnoskórej dziewczynki
Mała ma może około pięciu lat, czarne włosy splecione w ciasne warkoczyki i duże brązowe oczy.
-Jessica- przedstawia się cicho
Spoglądam na Harrego i Naomi.
-Czy wy...
Harry kiwa głową.
-Adoptowaliśmy ją. Rok temu.
Otwieram szeroko usta.
-I nic nie powiedzieliście?  Boże, jesteście okropni. Ale, dobra wchodzcie. Może znajdzie się dla was wolne miejsce- posyłam uśmiech Jessice i prowadzę ich do salonu, gdzie właśnie Louis śpiewa hymn jakiejś drużyny piłkarskiej. A Tommy i Matty mu wtorują. Wszyscy jednak milkną jak zaklęci na widok Harrego i Naomi. Pierwszy z szoku otrząsa się Niall.
-Styles! - ściska go mocno
I potem wstają juz wszyscy. Każdy rozaniela się nad Jessicą. Vicky szybko bierze ją pod swoje skrzydła.
Naomi siada obok mnie z uśmiechem tak szerokim jak nigdy. Kiedy w pewnym momencie bierze mnie za rękę i wymienia ze mną wzruszone spojrzenia rozumiem, że bez nich ten pokój nie jaśniał by tak jasnym światłem, a wszyscy nie śmiali się tak głośno. Bo po prostu jesteśmy rodziną. I potrzebujemy siebie nawzajem. Zawsze.



 ♥♥♥
Nie bardzo wiem co mam tu napisać. Wiem trochę czekaliscie na epilog, ale byłam w rozsypce po odejściu Zayna.
kurcze, szczerze mówiąc ten epilog mi nie wyszedł, ale nie mam pomysłu na nic lepszego.
W tym tygodniu powinien pojawić się post dotyczący nowego bloga, wiec jeśli ktoś jeszcze ma ochotę męczyć się z moimi ff to zapraszam :*
A teraz chciałbym podziękować. Za wszystkie wyświetlenia, wasze komentarze i motywację. Bez was taj naprawdę nie zaszłabym do końca. Dziękuję <3
XX
♥♥♥





poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 44

...if you ever feel alone. ..
Znacie to uczucie całkowitej pustki, beznadzieji?
W tej chwili właśnie to wypełnia mnie całą.
Trzęsę się i szczękam zębami. Ratownik proponuje mi środki uspokająjące, ale mówię mu, żeby dał mi spokój. Nie chcę być naćpana. Nie w takiej chwili.
Ukrywam twarz w dłoniach.  Z moich ust wyrywa się dziwny pisk.
-Laura! - słysząc znajomy głos podnoszę głowę
I chociaż prawie nic nie widzę bo łzy zasłaniają mi widok to od razu rozponaję te idealnie ułożone blond włosy. Naomi.
-Skarbie- klęka w tym całym błocie nie zważając na swoje rurki warte dwieście funtów i mocno mnie przytula- Jesteś cała?  Jak się czujesz?- odsuwa mnie od siebie i bacznie mi  się przygląda- Dlaczego nie powiedziałaś gdzie idziesz? Dlaczego nam nic niepowiedziałaś?  I gdzie jest Niall?
Wręcz dławię się łzami.
Naomi patrzy na mnie zaniepokojona.
I wtedy słyszymy okrzyk Harrego. Naomi zamyka na moment oczy. Jakby spodziewała się co ją czeka.
-Nie- szepcze- Boże, błagam cię, nie masz prawa jej zabierać tego wszystkiego- kiedy otwiera oczu rzuca do mnie ponuro- Wiesz, że nigdy nie wierzyłam w Boga. Ale teraz by się przydał.
Wstaje z ziemi i pociąga mnie za sobą. Szybkim krokiem zmierzamy w stronę noszy, na których leży Niall. Martwy Niall. Naomi zatrzymuje się oszołomiona obserwując jak jeden z ratowników zapina czarny worek. Harry płacze cicho z twarzą ukrytą w dłoniach.
Wtedy coś we mnie pęka. Wyrywam się Naomi i biegnę do noszy. Odpycham ratownika i rozpinam worek robiąc w nim kilka wielkich dziur.
-Proszę pani!- ktoś łapie mnie za ramiona- Proszę przestać. On już nie żyje. To koniec.
Potrząsam głową.
-Nie. Nie. Mylicie się. To...kłamiecie!
Ratownik wyraźnie się niecierpliwi.
-Proszę pani, rozumiem panią, ale musimy już jechać. Ciało będzie można odebrać jutro po południu.
Ciało. Dla nich to nie jest Niall Horan. Tylko ciało.
-Dajcie jej pięć minut- nie kryję zaskoczenia słysząc głos Morgana
Policjant uśmiecha się do mnie ponuro i uchyla czapki.
Ratownik krzywi się, po czym przytakuje z niechęcią.
-Ale tylko pięć minut.
Nie czekam aż zmieni zdanie. Natychmiast dopadam do Nialla, zaczynam głaskać jego twarz, włosy i coś szeptać. Nawet nie bardzo wiem co. W takim jestem stanie.
-Błagam cię Niall. Błagam- chwytam go za bezwładną dłoń- Obudź się. Proszę.
Przełykam ciężko ślinę wpatrując się w jego nieruchomą twarz. Wiem, że to już koniec.
-Córkę nazwę Summer.- mówię cicho- Syna Niall.  Myślę, że będziesz zadowolony. Czuwaj tam nad nami w górze. Mój aniele.- kątem oka widzę jak Naomi ociera łzy i chlipie głośno- Kocham cię. I nic tego nie zmieni. Żegnaj.
Całuję go w chłodne czoło i już odchodzę,gdy coś muska moją dłoń.
Odskakuję przestraszona.
-Laura- moją uwagę zwraca Harry- On ruszył ręką.
Kręcę głową. To niemożliwe. Niech nie robi mi żadnej pieprzonej nadziei. To jest zbyt bolesne.
-Mówię prawdę. Proszę pana! - krzyczy na ratownika - Szybko! Niech pan tu przyjdzie!
Kiedy mężczyzna podchodzi do nas ze zdumioną miną Harry macha rękami pokazując na Nialla.
-Proszę natychmiast wykonać sztuczne oddychanie.
Medyk rzuca mu zmęczone spojrzenie.
-Z całym szacunkiem panie Styles, ale pański przyjaciel juz nie żyje. Zginął od kuli, która. ..
-Nie pierdol człowieku tylko rób co mówię! - wrzeszczy Harry tak głośno, że ja, Naomi i ratownik podskakujemy przestraszeni
Ratownik bez słowa choć z wyraźną irytacją zaczyna uciekać klatkę piersiową Nialla. Naomi łapie mnie za rękę. Odwzajemniam uścisk.
-Harry, to nie ma sensu- jęczę
Chłopak nie zwraca na mnie uwagi.
-Harry.
Ratownik pochyla się ku ustom Nialla. Wdycha w nie powietrze.
-Kurwa, Harry. ..- zaczynam z krzykiem
Przerywa mi okrzyk ratownika.
-Gary, daj maskę tlenową! - zaczyna się śmiać- Ten skurczybyk zaczął oddychać.
Tracę przytomność.
***
Kiedy się budzę nie leżę brudna i wycieńczona na ziemi. Leżę w szpitalnym łóżku ubrana w białą piżamę. Obok mnie siedzi Jim i...mama.
-Co ty tu robisz? Gdzie Niall? On żyje? Co się stało. ..- mój potok pytań przerywa Jim kładąc mi rękę na ramieniu
-Teraz się tym nie martw.
-Dlaczego nie wspomniałaś ani słowem o tym co się dzieje w twoim życiu? -wybucha mama- Ciąża w porównaniu z tym wszystkim to nic.
-A ciebie w ogóle to interesuje? - pytam spoglądając w okno
Jest już jasno. Musiałam przespać całą noc.
-Oczywiście, że mnie interesuje- mama podnosi głos- Jesteś moją córką.
Przewracam oczami.
-Tak, tak. Teraz może i jestem.- kieruję spojrzenie na Jima - Gdzie jest Niall?
Mężczyzna wzdycha ciężko.
-W sali obok.
-Naprawdę? - prawie wyskakuję z łóżka
Jeszcze kilkanaście godzin temu byłam pewna, że nigdy więcej go nie zobaczę.
-Cóż- uspokajam się na chwilę- Pewnie mnie nie pamięta. I wcale nie mam mu tego za złe. W moim życiu zawsze musi się coś spieprzyć.
Jim wzrusza ramionami.
-Nie wiem. Nie byłem u niego. Ale jego stan jest stabilny. Teraz już chyba nie odwali nam żadnego numeru.
Ściskam w dłoniach szorstką kołdrę.
-A co z Lailah?
-Nie żyje- odpowiada mama- Kiedy ona i Cole zaczęli się szarpać, Cole nacisnął spust.
-Przestrzelił ją na wylot-dodaje Jim z uśmieszkiem
Krzywię się. To wcale nie było śmieszne.
-A Cole? -dopytuję dalej
Mama i Jim spoglądają po sobie.
-Aresztowany- mówi mężczyzna- Będzie odpowiadał za morderstwo, porwanie i przetrzymywanie wbrew woli.
-Nie da się jakoś umniejszyć wyroku? - pytam
Oboje wytrzeszczają na mnie oczy.
-Umniejszyć wyroku? Po tym co ci zrobił? - mama jest oburzona moim pomysłem
Macham na nią ręką poirytowana.
-No dobrze. A skąd się wzięła policja? Przecież ten dom jest na zupełnym odludziu.
-Maddy. - odpowiada krótko Jim
***
Kiedy pół godziny później wstaję, żeby wyjść do łazienki ktoś puka cicho do drzwi mojej sali.
-Proszę- wołam siadając z powrotem na łóżku
Do środka wchodzi Maddy. Nie jestem wcale zaskoczona jej widokiem.
-Cześć- uśmiecha się do mnie nieśmiało
Odwzajemniam uśmiech i wskazuję jej miejsce naprzeciwko mnie na plastikowym krześle.
Maddy siada w dłoniach z całych sił ściskając torebkę.
-Zapewne wiesz po  co przyszłam- zaczyna
-Dziękuję- przerywam jej
Ona spogląda na mnie zaskoczona.
-Dziękuję- powtarzam- Gdyby nie ty to nie wiem co w tej chwili by się ze mną działo. Nie wiem czy Niall nadal by żył.
Maddy spuszcza wzrok.
-Nie ma za co. Zresztą nie masz za co dziękować. Ja też brałam w tym udział. Też będę za to odpowiadać.
Wzdycham ciężko.
-Czy możesz mi wyjaśnić wszystko od początku?  Od czego to wszystko się zaczęło?  Proszę- posyłam jej krzywy uśmiech
Maddy kiwa głową i zaczyna opowiadać.

***
Więc chyba wszyscy wiemy od czego to się zaczęło. Od wypadku. Gemma była bardzo zakochana w Niallu, dlatego gdy na horyzoncie pojawiłaś się ty chciała cię jakoś usunąć. Wiesz, ona chyba nawet z początku nie podejrzewała cię o udział w tym wypadku, ale usłyszała twoją rozmowę z Silver i zaczęła łączyć fakty. Połączyła to, że znalazłaś się w szpitalu w tym samym dniu. To, że odwiedzałaś go w szpitalu. Dowiedziała się też, że jesteś pasierbicą jednego z najważniejszych lekarzy w tym szpitalu i wcale nie jesteś wolontariuszką. Kiedy połączyła te fakty i odkryła o co naprawdę w tym chodzi już miała pretekst, żeby się ciebie pozbyć. Znałam Gemmę od kilku lat, poznałyśmy się w galerii sztuki i od tej pory często do siebie pisałyśmy. Kiedy dowiedziała się, że ja i ty chodzimy do tej samej szkoły poprosiła mnie o pomoc. No i przeze mnie poznała Logana. Zakochała się. Beznadziejnie. Próbowałam jej wybić go z głowy, no ale cóż. ..miłości nic nie przeszkodzi. Ona nie zauważała tego, że Loganowi wcale na niej nie zależy. Była tak zaślepiona. ..więc oczywiście kiedy Logan trafił do poprawczaka okradła swojego brata, żeby móc zapłacić kaucję. A sprawa tych smsów. Oczywiście to była Gemma. No i ja też brałam w tym udział. Podrzuciłam ci liscik do szafki, usuwałam smsy z telefonu. Na przykład wtedy gdy zostawiłaś torbę na korytarzu, albo w szkole na wfie. A potem do akcji wkroczyła Lailah. Uciekała przed policją, dałam jej schronienie. Żałuję tego. Cholera, tak bardzo żałuję. Kilka dni później Lailah zabiła Logana i wyrzuciła jego ciało do ogródka Nialla, żeby zrzucić na niego podejrzenie. Ona grała znacznie agresywniej niż ja i Gemma. Kiedy Gemma trafiła do szpitala przez próbę samobójstwa Lailah zaczęła mi grozić. Wiedziała co robiłam razem z Gemmą i powiedziała, że wszystko powie policji, chyba, że zawrzemy układ. Ona była niestabilna psychicznie. Wiedziałam, że jest chora, widziałam ją raz bez peruki. Ale ona słabła też psychicznie. Czasem potrafiła bez przerwy gapic się w lustro bez ani jednego słowa, a za pięć minut rozwalała je w drobny mak. Włamała się do domu Nialla, zostawiła wam tam wiadomość. Potem wy wy rozstaliście się. Niall stracił pamięć. A ona w końcu poszła na całość i postanowiła was porwać. A zapomniałabym dodać, że oczywiście to ona potrąciła Nialla. A co do Cole'a...naprawdę był detektywem i naprawdę w naszej policji. Ale nie był w tym zbyt dobry. I miał słabość do pięknych kobiet. Lailah go uwiodła, zaprowadziła do ciebie i jego też wciągnęła w swoją grę. Ale jak widać on już tego nie wytrzymywał. Pękł. I ją zabił.
swoją grę. Ale jak widać on już tego nie wytrzymywał. Pękł. I ją zabił.
***
Stoję ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami na korytarzu przed salą Nialla. Mam na sobie już normalne ubrania. Lekarz powiedział, że wszystko ze mną w porządku. Że już może wrócić do domu. Tylko, że ja nigdzie nie czuję się jak w domu.
-Proszę - z sali wychodzi blondwłosa pielęgniarka z miłym uśmiechem- Pan Horan już się obudził. Może pani do niego wejść.
Dziękuję jej i wchodzę.
Niall leży na szpitalnym łóżku z głową odwróconą w stronę okna.
-Niall? - podchodzę do niego- To ja.
Chłopak przenosi wzrok na mnie. Większość siniaków zbladła już i nie są tak widoczne.
-Jak się czujesz? -siadam na krześle obok łóżka
Blondyn uśmiecha się szeroko.
-Świetnie.
Akurat.
-A ty? Dziecko? - pokazuje ręką na mój brzuch- Wszystko z nim w porządku.
Kiwam głową.
-Tak. Miałam wczoraj badanie. O dziwo nic mu się nie stało.
Niall zamyka oczy.
-Dzięki Bogu. - nagle śmieje się- Tylko błagam cię aniołku, nie nazywaj naszego syna moim imieniem.
Zamieram.
-Co?
Niall bierze mnie za rękę o splata palce z moimi palcami.
-Każde imię. Tom, Jerry czy nawet Hulk, ale nie Niall.
Biorę kilka oddechów.
-Słyszałeś?
Niall kiwa głową.
-Podobno przeżyłem śmierć kliniczną. Żyłem w zawieszeniu dwóch światów czy coś takiego. A wiesz co jest najlepsze-stuka się w głowę- Odzyskałem pamięć.
Co on pieprzy?
Odsuwam się od niego i rzucam mu zdezorientowane spojrzenie.
-Jakim cudem?
Niall wzrusza ramionami.
-Powrót do życia, aniołku- uśmiecha się do mnie czule
Wtedy ja robie coś czego absolutnie nie powinnam robić.
Wybucham płaczem.
-Nienawidzę cię- łkam
Niall kiwa głową głaszcząc moją dłoń.
-Masz absolutną rację, skarbie.
-Tak bardzo cię w tym momencie nienawidzę.
-Jasne.
Uspokajam się po jakiś pięciu minutach.
- Nie mam zielonego pojęcia co ja bym bez ciebie zrobiła. Gdybyś ty umarł to ja...- spuszczam wzrok na swoje kolana- To ja chyba też.
-Hej- głos Nialla twardnieje, gdy bierze mnie za rękę- Nie mów. Tak. Nigdy. Masz być szczęśliwa, jasne? Bez względu na wszystko.
Całuje mnie w nadgarstek i mówi.
-Kocham cię. I mam zamiar spędzić z tobą całe pieprzone życie. Mam zamiar budzić się koło ciebie i zasypiać koło ciebie. Umrzeć tez mam zamiar kolo ciebie. A teraz się zamknij.
Odchrząkuje.
-Wiesz o mojej przeszłości, prawda?
Kiwam głową.
-I co?
Wzruszam ramionami.
-Jak to co? Kocham cię bez względu na wszystko, Niall.
Boże, jak to łzawo brzmi.
Niall uśmiecha się szeroko i mówi.
-W takim razie, gdy oboje nie mamy przed sobą już żadnych tajemnic... to nie będzie wyglądało dobrze. ...ale. ..- bierze głęboki oddech i patrzy mi prosto w oczy- Wyjdziesz za mnie?  Uczynisz mi ten honor i zostaniesz moją żoną.
Udaję zamyślenie.
-Jeśli zmieszczę się w moją suknię. - gdy Niall rzuca mi pytające spojrzenie wybucham śmiechem- No jasne. Oczywiście, że za ciebie wyjdę.
Szczęście ma jakąś miarę?
***
2 miesiące później
-Laura!- Niall wbiega z krzykiem do salonu, gdzie ja właśnie próbuję się uczyć.
Jest już połowa stycznia. Niall wrócił do domu na święta i spędziliśmy je razem.
-Co?- odrywam wzrok od książki
Niall macha mi przed nosem białą kopertą.
-Liam i Sophia biorą ślub.
-No co ty?- podskakuję na miejscu- Serio?  Pokaż.
Niall zrywa kopertę i oboje czytamy zaproszenie.
-To za cztery miesięcy. W maju.
-Też wybrali miesiąc bez "r"- mruczy Niall
-Im to chyba do szczęścia niepotrzebne.
 Niall kiwa głową i spogląda na zegarek.
-Ubieraj się. Jedziemy na USG. - gdy rzucam mu pytające spojrzenie pyta- Znowu zapomniałaś?
Kręcę głową.
-Gdzie tam.
Pół godziny później wchodzimy do sali od USG. Doktor Roberts wita mnie z ciepłym uśmiechem. Kładę się na łóżku, a ona przesuwa tym dziwnym urządzeniem po moim brzuchu. Który tak na marginesie  znacznie sie powiększył.
-Z dziećmi wszystko w porządku. - oznajmia po chwili
Niall całuje mój nadgarstek.
-Zaraz. Zaraz.- podnoszę głowę- Z dziećmi?
Doktor Roberts kiwa głową z promiennym uśmiechem i wskazuje na ekran, na którym widać sylwetki dwóch niemowlaków.
Do moich oczu napływają łzy. Oczywiście, że radości.
-Gratuluję. To będą bliźniaki.
...don't forget where you belong. ..













♥♥♥
Hej ;*
Witam w ostatnim rozdziale
wiec, mogę teraz się za śmiać hahah?  :D W życiu bym ni zabiła Nialla mam słabość do happyend'ów mam nadzieje ze wam się spodoba ;* bo ja sama nie wiem co mam o tym myślec:P
a teraz lecę bo do szkoły niedługo
XX
♥♥♥
PS: BĘDZIE JESZCZE EPILOG <3

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 43

...watching you get dressed. ..
Czuję delikatne promienie słońca kłujące mnie w oczy. Mruczę coś pod nosem i przewracam się na drugą stronę. Nagle coś łaskocze mnie w kostkę.
-Aniołku.
Otwieram oczy z szerokim uśmiechem.
-Cześć, idioto.
Niall śmieje się i całuje mnie w czoło.
-Pora wstawać. Szkoda dnia. Oboje wyskakujemy z łóżka.
Niall bierze mnie na ręce i zanosi do pokoju, w którym śpi dwójka dzieci. Chłopczyk i dziewczynka.
-Mamo! -chłopczyk momentalnie prostuje się na łóżku i biegnie do nas
Niall stawia mnie na ziemi mrucząc coś o tym, że jeszcze jakiś czas temu miał mnie na wyłączność. Posyłam mu szeroki uśmiech i przytulam chłopca do siebie. Mojego syna.
Ma oczy po Niallu. I włosy po mnie.
Wtedy na drugim łóżku podnosi się dziewczynka. Tyłem do mnie. Ma długie, gęste brązowe włosy, dlatego spodziewam się błękitnych oczu Nialla jak u jej brata. Ale gdy się odwraca mój wzrok napotyka spojrzenie szarych oczu. Znajomych szarych oczu.
-Summy? - klękam na podłodze
Dziewczynka zaskakuje z łóżka i biegnie do mnie, by po chwili zatrzymać się i dotknąć mojego nosa.
-Musisz się obudzić.
Marszczę brwi. Nie rozumiem.
-Summy, słońce, ja nie śpię.
-Obudź się- powtarza Summer natarczywiej
Śmieję się nerwowo.
-Ja nie żyję- mówi dziewczynka- A ty się obudź!
***
Budzę się z niemym krzykiem na ustach. Jestem cała zlana potem, bolą mnie plecy, głowa i brzuch. A w ustach czuję ohydny smak.
-Księżniczka się obudziła- ze zdziwieniem stwierdzam, że znam ten głos
-Mel? - odnajduje wzrokiem jej smukłą sylwetkę w panujących wewsząd ciemnościach. -Co ty tu robisz?  I gdzie ja do cholery jestem?
Mel potrząsa włosami i przybliża się do mnie. Jej oczy błyszczą w ciemności.
-W piekle skarbie- mówi ochrypłym głosem- W piekle.
Po czym dodaje z gorzkim śmiechem.
-A tak naprawdę to w piwnicy Domu Wisielca. Wiesz, tu gdzie urzęduje ta ruda suka. Nie masz przypadkiem jakiejś latarki czy czegoś?
Unoszę brwi.
-Nie. Niby skąd mam ci wytrzasnąć latarkę? Pewnie nawet zabrali mi telefon.
-Może lepiej sprawdź- sugeruje Mel
-Nie mam żadnego cholernego telefonu. Chociaż przydałby się.
-Sprawdź! - wrzeszczy Mel tak głośno, że aż podskakuję
-Możesz się zamknąć?  Jeszcze ktoś usłyszy i...
-Oni nie zawracają sobie nami głowy. Uwierz- przerywa mi stanowczo- I sprawdź czy masz ten pieprzony telefon.
Wyrzucam ręce w górę poirytowana. I ja mam tu siedzieć z nią niewiadomo jak długo?  Dziękuję bardzo.
-Okej. Zaraz zobaczysz, że nie mam tele...- urywam gwałtownie, gdy wyczuwam w kieszeni dżinsów kształt mojej komórki- Nie.
Nie widzę Mel, ale jestem pewna, że w tym momencie uśmiecha się zarozumiale.
-Przestępcy od siedmiu boleści- mamroczę pod nosem.
Wciskam kilka przycisków, dzięki czemu dowiaduję się, że nie mam zasięgu, co było absolutnie do przewidzenia i zostało mi niecałe dwadzieścia procent baterii.
-Na nic raczej się nie przyda- z westchnieniem rzucam go na ziemię
Przez dłuższą chwilę żadna z nas się nie odzywa. Ale skoro mam tu spędzić z nią niewiadomo ile czasu to chyba należałoby się lepiej poznać.
-Co ty tu tak właściwie robisz, co?- pytam spoglądając w jej stronę
Mel siada obok mnie.
-Właściwie to znalazłam się tu przez zupełny przypadek. Tak.
-Przypadek?
-Szłam właśnie do domu Nialla, kiedy zobaczyłam jak jakiś chłopak ciągnie go za sobą po czym wrzuca do samochodu. Od razu coś wydało mi się nie tak. Jeszcze, żeby tak w biały dzień. ..- wcale nie obchodzi mnie po co szłaś do jego domu. Wcale. - Chciałam się schować, ale niestety ten dupek, Cole czy jak mu tam zauważył mnie. Ktoś podszedł mnie od tyłu i walnął kijem w głowę. Straciłam przytomność. Koniec opowieści. Twoja kolej.
Opowiadam jej wszystko od początku. Rozpoczynam od wypadku kończę na porwaniu. Kiedy urywam i milknę Mel wypuszcza ze światem powietrze.
-Łał, no  to nieźle się porobiło. Ale teraz to chyba wszystko jasne. To Lailah wysyłała te wiadomości i zdemolowała waszą sypialnię. Tylko nie bardzo rozumiem jaki miała w tym cel?
Wbijam wzrok w swoje dżinsy.
-Zemsta. To chyba jedyne co ją interesowało.
Mel odchrząkuje.
-Hmm... ja chyba też powinnam ci coś powiedzieć. I tak pewnie nie wyjdziemy stąd żywe więc chyba mogę zaryzykować.
***
To zaczęło się pięć lat temu. Zanim Niall poszedł do X Factora i stał się sławny. Zanim się poznaliście. Miałam siedemnaście lat. Niall piętnaście. I od razu wyjaśniam:nic między nami nie było. Nigdy nie lubiłam związków z dzieciakami. A Niall był totalnym dzieciakiem, wierz mi. Ale przechodząc do sedna: jego rodzina nie była bogata, ale nie byli też biedni. Jakoś wiązali koniec z końcem. Ale pewnego roku rynek zaczął się zmieniać, duże firmy podupadały i zaczęto zwalniać mnóstwo ludzi. W tym ojca Nialla. Jego matka straciła pracę tydzień później. Niall starał się im pomagać jak mógł, popołudniami pracował w sklepie, mył samochody, naprawdę on i jego brat robili mnóstwo rzeczy, żeby im pomóc. Ale to było zdecydowanie za mało. Chodziłam z Niallem do jednej szkoły. Stąd się znaliśmy. On tak jak i wszyscy wiedział kim jestem i z czego słynę. Dobra, już widzę, że ciekawość cię zżera. Handlowałam narkotykami. No co? Praca dobra jak każda inna. Więc, pewnego dnia Niall przyszedł do mnie i poprosił o pracę. Dobrze wiesz jaką. Jako, że brakowało mi ludzi do pracy zgodziłam się, hoc zrobiłam to po długim namyśle. Pracował u mnie przez trochę ponad rok. Naprawdę nieźle mu szło. Był takim porządnym chłopakiem, nikt go o nic nie podejrzewał. Ale któregoś dnia ten idiota zagalopował się i zaczął je sprzedawać na strzeżonej imprezie. Policja zaczęła krążyć i szukać dilera, więc on wpadł na "genialny pomysł" i spuścił cały towar w toalecie. Cały towar warty pół miliona. Oczywiście nie mogłam mu darować takiej kasy. Nigdy w życiu. Wysłałam za nim kilku goryli, żeby trochę go postraszyli. Oczywiście, że wiedziałam, że nie ma takiej kasy. Wiesz, jednak mam trochę serca w przeciwieństwie do czarnych charakterów z filmów. Dlatego powiedziałam mu, że jak odpracuje u mnie dziesięć lat to daruję mu ten dług. Dwa miesiące później on wyjechał do Anglii. I poszedł do X Factora. Na początki trochę mnie to bawiło. Później zaczęło irytować. A dług rosnął i rosnął. W końcu przegrał z tym swoim beznadziejnym zespołem, więc myślałam, że wróci. Ale tak się nie stało. Bacznie obserwowałam jego karierę. W końcu po kilku latach usłyszałam o jego dziewczynie, ślubie i innych cholerstwach. W sumie zrobiło mi się ciebie trochę żal, dlatego przyjechałam do Londynu chcąc ponownie obudzić tą sprawę do życia. Spotkałam się z Niallem podczas jego wieczoru kawalerskiego. Tak jak mówiłam nie jestem złym człowiekiem. Powiedziałam mu, ze powinien z tobą zerwać i przestać przez cały czas kłamać, a po drugie oddać mi kasę. Której się już trochę uzbierało. Dwa miliony. Niall był trochę podchmielony dlatego zgodził się na wszystko. Miał mi oddać pieniądze następnego dnia. No i miła tez zerwać z tobą. Ta zdrada była zaaranżowana. Myślisz, że on byłby na serio tak głupi, żeby robić to pod nosem swojego kumpla? Błagam cię. Wszystko szło jak z planem no tyle, że Niall nie dał mi tych pieniędzy bo był zbyt zajęty użalaniem się nad sobą. A potem był ten wypadek i on stracił pamięć. Faceci. Zawsze tak mówią. A potem zostałam porwana i zamknięta tutaj. Razem z tobą.
***
Zdrada była zaaranżowana. On po prostu nie chciał dalej mnie okłamywać. Ale przecież mógł mi powiedzieć. Zrozumiałabym. W końcu ja robiłam w życiu nie lepsze rzeczy. Zdrada była zaaranżowana. Zdrada była zaaranżowana. Czyli jednak mnie kochał.
-Żyjesz jeszcze- Mel dotyka dłonią mojego kolana po czym szybko się odsuwa jakbym ją oparzyła- Czy to było dla ciebie zbyt wiele?
Potrząsam głową.
-Nie. Cholera, dziękuję ci. Dziękuję, że mi wszystko opowiedziałaś.
Mel wzrusza ramionami.
-Spoko. Nie ma sprawy. Myślałam, że to ja dużo w życiu przeszłam, ale ty...nieważne. I co? Diabeł nie taki zły jak go malują, co?
Uśmiecham się pod nosem.
-Teraz tylko się stąd wydostać i przysięgam przestanę robić to co robiłam kiedyś. Przysięgam.
W tym samym momencie drzwi otwierają się i słychać tupot ciężkich butów.
-Wstawaj- Cole szarpie Mel za ramię po czym zaczyna obwiązywać jej nadgarstki grubym sznurem
W pewnym momencie dziewczyna syczy i klnie pod nosem. Cole nie zwraca na nią uwagi.
-Teraz ty- zwraca się do mnie szorstko
Z trudem podnoszę się z miejsca. Po chwili wahania wyciągam nadgarstki w stronę Cole'a. Od razu zaczyna je związywać. Zaciska supeł tak mocno, że tak samo jak Mel syczę i klnę pod nosem. I wtedy Cole ku mojemu wielkiemu zdziwieniu rozluźnia go.
-Trzymaj się mnie. Niedługo to się skończy- szepcze tak cicho, że ledwie go słyszę
Ale i tak nie wiem o co mu chodzi. Skończy się? To znaczy: Lailah nas wszystkich pozabija?
Cole prowadzi nas przez ciemne korytarze, po schodach w górę i w końcu do drzwi wejściowych. Wychodzimy na zewnątrz. A ja już rozumiem coraz mniej. No dopóki nie zobaczę dwóch znajomych sylwetek nad przepaścią. Lailah i Niall.
Czyli on żyje. Cholera, on żyje. Dzięki Bogu. Tylko dlaczego stoi obok Lailah nawet nie mając związanych rąk?  Powtórzę pytanie. Co tu się do diabła dzieje?
-Niall?  Dlaczego ty...- zaczynam gdy zatrzymujemy się naprzeciwko nich
Niall podnosi głowę, a mi aż zapiera dech w piersiach. Podbite oko, rozwalona warga i cała posiniaczona twarz. Jednak na mój widok uśmiecha się szeroko.
-Laura!  W końcu ktoś znajomy. Może ty mi powiesz co tu się dzieje i kim jest ta dziewczyna- wskazuje na Lailah, która przewraca oczami i uderza go łokciem w biodro
Niall natychmiast gnie się z bólu co utwierdza mnie w przekonaniu, że z nim jest coś poważnego.
Zabiłabym tą sukę. Mogłabym ją zepchnąć z krawędzi, albo chociaż kopnąć. Byleby tylko nie widzieć tego durnego umieszka na jej twarzy.
-Zamknij się. Dobra, Gordon idzie pierwsza. Albo nie Mel. Bo w sumie z nią będzie mniej zabawy.
Kątem oka zauważam jak mięsień na twarzy Cole'a drga. Ale poza tym nie sprzeciwia się jej i prowadzi Mel do przepaści. Dziewczyna rzuca mi przerażone spojrzenie.
-Skaczesz czy nie? - pyta Lailah znudzonym głosem
Mel wybucha śmiechem.
-Co? Popieprzyło cię dziewczynko?  Ty myślisz, że ja...
Lailah z twarzą bez wyrazu wyjmuje pistolet spod fałdów sukienki. Strzela.
Nigdy nie było tak cicho.
Mel otwiera szeroko usta i patrzy na Lailah ze zdziwieniem. Po czym przyciska dłonie do brzucha. Kiedy podnosi je do góry są całe czerwone. Nie. Nie są czerwone. Są całe we krwi. I wtedy Mel wydaje z siebie cichy jęk. I przewraca się do tyłu. Prosto w przepaść. Prosto w wezbrane wody rzeki.
Wrzeszczę. Padam na kolana i krzyczę ryjąc paznokciami ziemię. Cole łapie mnie za ramię i pociąga do góry.
-Uspokój się - warczy chociaż jego głos drży a jego oczy są dziwnie szkliste
Jego ręka, którą mnie trzyma też się trzęsie.
Niall gapi się oszołomiony w plamę krwi na zielonej trawie. A Lailah tylko się uśmiecha. Przełykam łzy i unoszę wysoko podbródek, gdy Cole prowadzi mnie nad przepaść. Dokładnie naprzeciw Lailah.
-Skaczesz?  Pamiętaj, że masz tylko jedną szansę.
Może skok będzie mniej bolesny.
-Dlaczego to robisz? - pytam cicho
-Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Skok czy strzał w głowę?
-Odwołam oskarżenie. Będziesz mogła zaszyć się gdzieś i...
Lailah śmieje się gorzko.
-Na co mi to? W więzieniu i tak spędziłabym góra dwa tygodnie. Ja umieram idiotko. Dlatego mogę robić ci chcę. - zrywa z głowy swoje rude włosy
To znaczy perukę. Pod nią jest całkowicie łysa.
-Wybieraj- powtarza śmiejąc się historycznie- Albo nie. Ja wybiorę za ciebie.
Naciska na spust. W jednej chwili dzieje się wiele rzeczy. Niall i Cole zrywają się z miejsc. Ktoś popycha mnie i przyciska do ziemi. Słyszę czyjś zduszony krzyk. Kątem oka widzę jak Cole rzuca się na Lailah i wykręca jej dłoń z pistoletem. Kolejny strzał. Krzyk Lailah. Błysk. Wrzask. Kolejny błysk. Syrena policyjna. Czyjś płacz. Łagodny głos. Ktoś pomaga mi wstać. Lailah leży twarzą do ziemi bez życia. Jakiś policjant skuwa Cole'a kajdankami. Chcę wrzeszczeć, żeby przestali w końcu uratował mi życie. Ale głos więźnie mi w gardle.
Ktoś gorączkowo powtarza jedno pytanie:wszystko w porządku? Kiwam głową.
Gdzie jest Niall? Rozglądam się wokół nadal w szoku. I wtedy go zauważam. Leży jakieś kilka metrów dalej. A nad nim klęczy dwóch ratowników medycznych. Trajtują go elektrowstrząsami.
-Jeszcze raz.- mówi jeden i ponawia próbę
Bezskutecznie.
Drugi klnie i podnosi wzrok prosto na mnie. Nasze spojrzenia się spotykają. A jedyne co w nim widzę to beznadziejność.
Podbiegam do nich.
-Co się dzieje?-krzyczę
Jeden z nich odciąga mnie na bok.
-Spokojnie. Próbujemy opanować sytuację.
A wtedy ten drugi odwraca się od Nialla z bladą twarzą.
-Zgon: godzina dwudziesta druga jedenaście.
O tej godzinie moje życie umarło.
...you should probably stay. ..








♥♥♥
Hej ;*
 Także ten no... przepraszam <3
To jest przedostatni rozdział, czeka na s jeszcze jedny i epilog i chyba sama będę płakać jak będę to kończyć...ww końcu jednak zzylam się z bohaterami
piszcie co sądzicie
milej niedzieli ;*
XX
♥♥♥








wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 42

...maybe is the way she walked. ..
Po telefonie od Nialla, który nie bardzo chciał mi cokolwiek powiedzieć, olewam Naomi, która zabarykadowała się w łazience i wcale nie chce wyjść ( chociaż pewnie po moim wyjściu kontynuuje przerwaną zabawę z Harrym) i wsiadam do samochodu. Niecałe dziesięć minut później znajduję się na podjeździe domu Nialla. 
Nie ma zapalonych świateł w domu. Ani jednego. To pierwsze co wzbudza mój niepokój. Druga rzecz to otwarte na oścież drzwi. 
Biegnę do wejścia.
-Niall? !- wrzeszczę wpadając do środka
Zahaczam nogą o leżący na podłodze wieszak i upadam jak długa na ziemię. 
Hmm. Tak. To właśnie ja i moje szczęście. 
-Niall? !- krzyczę ponownie zrywając się na nogi
-Tutaj! - odkrzykuje ktoś
Ale nie Niall. Chwytam w dłonie parasolkę leżącą na półce i cicho zmierzam w kierunku głosu. Przy sypialni dostrzegam mały błysk światła. Ciężko przełykam ślinę i wskakuję do środka z dzikim okrzykiem. Ktoś wrzeszczy równie głośno. Nie widząc nawet dokładnie kto to zaczynam okładać go parasolką. 
-Jezu!  Przestań, powiedziałem przestań! - krzyczy nieznajomy machając rękami i próbując wyrwać mi moją broń
Ale ja tylko zaczynam uderzać mocniej. 
-Laura, do cholery!  To ja.
Niemal natychmiast upuszczam parasolkę na ziemię. 
-Cole? - padam na kolana obok niego- Jezu, przepraszam. Naprawdę nie chciałam. Myślałam, że to...
-Lailah? - dopowiada Cole
-Co? 
-Wpadła w małe odwiedziny do Nialla. 
-Niall- przerażam się- Gdzie on jest? I dlaczego tu jest ciemno? 
-Lailah spaliła kable od przewodów elektrycznych. Dlatego. Masz latarkę? 
Kręcę głową po czym uświadomiwszy sobie, że on zapewne tego nie widzi odpowiadam. 
-Oczywiście, że nie. Kto nosi przy sobie latarkę non stop? 
Cole klnie pod nosem. 
-W takim razie, telefon, cokolwiek? 
Bez słowa podaję mu moją komórkę. 
Cole włącza w niej latarkę i zaczyna świecić po pokoju. Niewiele widać, ale on się tym wyraźnie nie przejmuje. Pełza po dywanie szukając czegoś dłońmi. 
-Co ty wyprawiasz? - marszczę brwi- I gdzie do cholery jest Niall? 
Wiem, powtarzam się. Ale czy naprawdę tak trudno jest odpowiedzieć na jedno proste pytanie? 
-Szukam czegokolwiek- Cole wbija we mnie wzrok- A tobie chyba coś powiedziałem na temat śledztwa. Masz trzymać się od tego z daleka. 
-Ale co to ma wspólnego ze śledztwem?  A zresztą, to sam Niall po mnie zadzwonił.
Cole raptownie przerywa swoje zajęcie i prawie się na mnie rzuca.
-Dzwonił do ciebie? Co powiedział? 
Zaskoczona odsuwam się od niego łapiąc się za obolałe ramię. 
-Czy ty musisz wszystko wiedzieć?  Powiedział, że musi ze mną porozmawiać. Teraz, właśnie w tym momencie. I tak nie miałam nic lepszego do roboty, więc przyjechałam. 
Cole wzdycha spuszczając przy tym głowę. 
-Co ci? - unoszę brwi
Detektyw zagryza wargę spoglądając na mnie z zaniepokojeniem. 
-Nie denerwuj się. 
Trudno się nie denerwować, gdy ktoś zaczyna zdanie od mówienia, żebym się nie denerwowała. Już sam ten zwrot mnie irytuje
-Cole, możesz przestać? - macham na niego ręką- Po prostu powiedz o co  chodzi. 
Cole wbija we mnie pusty wzrok. 
-Nialla porwano. 
Patrzę na niego oniemiała przez jakąś minutę jak nie dłużej. 
A potem wybucham śmiechem. Cole przewraca oczami i stuka palcami o swoje kolana.
-Nie żartuj. To nawet nie było śmieszne. - kręcę głową- Poszedł gdzieś, tak? Znalazł sobie jakąś dziewczynę albo coś. A ty go kryjesz. Tak? - czekam ze zniecierpliwieniem na jego odpowiedź
Jednak Cole nawet się nie uśmiecha. 
-To prawda. Nialla porwano. 
Rozszerzam oczy.
-To niemożliwe. Przecież on jest facetem. Ma dwadzieścia lat. I jednak trochę waży. No i mimo tego, że stracił pamięć to na pewno umie się bronić. Cholera, mógł nawet pobić tego całego porywacza parasolką. 
Cole potrząsa głową. 
-Gdy w grę wchodzi duża dawka eteru nawet zawodnik wrestlerowy nie ma żadnych szans. 
-Ete. ..czego? 
-Eteru. Substancja usypiająca. Takiego czegoś używają porywacze na filmach. Co miałaś z chemii?
Piorunuję go wzrokiem.
-Nie twój interes. Ale ty mówisz serio?  On naprawdę. ..kto do diabla mógł go porwać? 
Cole wzrusza ramionami. 
-Na przykład Lailah Lawrence. Albo Maddy Mead. 
Wyrzucam ręce w górę. 
-Kiedy w końcu skończysz z tą Maddy?  Ile razy mam co powtarzać, że ona nie ma z tym nic wspólnego? 
-Skąd to wiesz? 
Rzucam mu wściekłe spojrzenie. 
-Nieważne- przesuwam się w tył, żeby się wyprostować, gdy coś wbija mi się w nogę przez cienki materiał dżinsów- Ała- syczę  dotykając metalowego drucika wystającego z moich spodni
Wyrywam go jednym szybkim ruchem. 
-To kolczyk- zauważam ze  zdumieniem
-Pewnie twój- mówi Cole nawet nie zwracając na niego uwagi
-To nie jest mój kolczyk. - przysuwam go bliżej do oczu
Jest to długi kolczyk w kształcie  trójkąta. I jest bardzo ciężki. Nigdy nie lubiłam ciężkich kolczyków. Zawsze gdy mam takie na uszach mam wrażenie, że one zaraz się urwą razem z połową moich uszu. 
-To może należą do jego matki. - ciągnie Cole niewzruszony
- Czy jego matka ma imię Jocelyn? - pokazuję mu maleńki napis wygrawerowany na kolczyku
Cole przysuwa światło z telefonu do znalezionego przeze mnie przedmiotu. 
-Cholera. Rzeczywiście. Znasz jakąś Jocelyn?  I dlaczego ktoś graweruje swoje imię na plastiku? 
Przesuwam palcem po napisie. Jego karty są ostre i nierówne. Jakby ktoś się bardzo spieszył robiąc to. 
-Wygląda jakby ktoś to robił cyrklem, albo czymś w jego podobie- stwierdzam
Cole przytakuje. Nagle ożywia się i wyrywa mi go z rąk. 
-Co?- pytam zaciekawiona
-Tu coś jest- wskazuje na coś białego wystającego z krańca trójkąta- I najwyraźniej ten kolczyk się otwiera. 
Nie bawi się długo w jego otwieranie, które sprawia mu chyba za dużo trudności. Po prostu rzuca go na podłogę i rozdeptuje. Po chwili pochyla się i podnosi rękę z liscikiem.
-Chcesz przeczytać? -patrzy na mnie pytająco
Unoszę brwi.
-A niby dlaczego ty nie możesz tego zrobić? 
Cole wzrusza ramionami i otwiera go.
-Jeśli znaleźliście tą wiadomość to może jednak nie jesteście aż tak głupi. Nie zmyliła was Jocelyn. Brawo. Pierwszy etap za wami. Drugi będzie jeszcze prostszy. Gdzie wszystko się zaczęło tam wszystko się skończy. Macie czas do jutra do północy. Inaczej po twoim chłoptasiu Gordon. A i jeszcze jedno. Pięścet tysięcy funtów. Na jutro. Bez nich możesz się nie pokazywać. Do zobaczenia, mam nadzieję. - przerywa i podnosi na mnie zatrwożony wzrok- Podpisano: Lailah. 
***
-Bu! - podskakuję z okrzykiem i wypuszczam z dłoni dzbanek z kawą, który upada na kafelki i rozbija się w drobny mak
Harry, któremu zebrało się na poranne żarty cofa się wystraszony i zaczyna przepraszać. 
Zbywam go machnięciem ręki. 
-Nic się nie stało. Po prostu mnie wystraszyłeś. Ale tylko trochę. 
Przeczesuję palcami skołtunione włosy. 
Harry patrzy na mnie wyraźnie zmartwiony.
-Dobrze się czujesz? 
Zmuszam się do uśmiechu. 
-Doskonale. 
-A co u Nialla? - pyta Harry sadowiąc się na krześle
Moje ręce trzesą się gdy zbieram odłamki szkła z podłogi. Harry wstaje z miejsca i pomaga mi. Nagle łapie mnie za ręce i zmusza do spojrzenia mu w oczy. 
-Drżysz. - stwierdza zupełnie niepotrzebnie
Momentalnie mu się wyrywam. 
-Trochę mi zimno. To dlatego.
Harry obdarza mnie kolejnym podejrzliwym spojrzeniem. Po chwili jednak kiwa głową i daje mi spokój. 
-O której wczoraj wrociłaś? -pyta Harry- Chyba po północy bo juz spałem. 
-Wróciłam wcześniej- ucinam ostro- Może po prostu byliście zbyt zajęci sobą z Naomi.
Harry wpatruje się we mnie zszokowany. 
-Przepraszam- mruczę pod nosem- Mam zły dzień. 
-Właśnie widzę. Mogę ci jakoś pomóc? 
Tak. Wyjaśnij mi co to za miejsce, gdzie skończy się wszystko co się zaczęło. 
-Masz pożyczyć pół miliona?
Harry zamiera.
-Co? Pół miliona? 
Wzruszam ramionami z krzywym uśmiechem. 
-W końcu dla ciebie to niewiele. Żartowałam. 
Już mam wyjść z kuchni, gdy Harry zatrzymuje mnie kładąc mi dłoń na ramieniu i mówiąc:
-Masz jakieś problemy? 
Marszczę brwi i udaję zdziwienie.
-Problemy?  Co ty, żadnych. 
Harry z wahaniem puszcza mnie. 
-Ale wiesz, pół miliona... zawsze mogę ci pożyczyć. To naprawdę nie będzie kłopot. Jeśli masz jakieś długi albo coś. ..
Potrząsam gwałtownie głową. 
-Harry, to był tylko żart. Naprawdę. 
Uśmiecham się do niego i odchodzę. 
***
Miejsce gdzie wszystko się zaczęło. To tam wszystko się skończy. 
Spoglądam na zegarek. Jest już po południu. Jest mało czasu. Bardzo mało. 
-Laura? -do pokoju wchodzi Naomi
Odwracam wzrok od okna i rzucam jej pytające spojrzenie. 
-Tak? Stało się coś? 
Naomi kiwa głową. 
-Tak, stało się coś. Z tobą. 
Prostuję się na siedzeniu. 
-Co?
Naomi zbliża się do mnie  z rękami skrzyżowanymi na piersiach. 
-Masz jakieś problemy finansowe? Jeśli tak to...
-Harry ci powiedział- przerywam jej- Naomi, to był tylko żart. Nie ma się czym przejmować. Serio. 
Dziewczyna obdarza mnie sceptycznym spojrzeniem. 
-Naomi, naprawdę- chwytam ją za rękę z uśmiechem- A teraz wyjdź. Muszę trochę pomyśleć. 
-To ty w ogóle myślisz? - dziwi się Naomi
Potakuję ze sztucznym śmiechem. 
-Czasami. Gdy nie mam co robić. 
I wypycham ją za drzwi, które zamykam na klucz i wracam do mojego miejsca przy oknie. 
Tam gdzie wszystko się zaczęło. .. Lailah. ..Logan. ..narkotyki. 
Jak do diabła mogłam być tak głupia? 
***
Walę w drzwi mieszkania Cole'a z taką upartością i zawziętością, że na zewnątrz wychodzi kilka jego sąsiadek. Jedna z nich najstarsza skrzeczy gderliwie:
-I czego się tak dziecko dobijasz?  Pana Cole'a nie ma teraz w domu. 
Odwracam się do niej tak gwałtownie, że ona niemal dostaje zawału. 
-To gdzie jest? 
Staruszka patrzy się na mnie z przerażeniem. Pewnie to przez te wory pod oczami i dres, w który jestem ubrana. 
-Gdzie jest? -powtarzam niecierpliwiąc się powoli
-Nie wiem- odpowiada jego sąsiadka- I jakoś nie bardzo mnie to obchodzi. I panią też nie powinno. 
Piorunuję ją wzrokiem. 
-Jasne- warczę i zbiegam po schodach na dół
Biegnę na posterunek policji, który na szczęście znajduje się niedaleko. Wpadam zdyszana do środka i zaczynam wydzierać się na biednego policjanta za biurkiem w rejestracji, żeby jak najszybciej przyprowadził do mnie Cole'a. 
Pięć minut później Cole sam do mnie przychodzi. 
-Co się stało?  Wrzeszczysz tak głośno, że słychać cię w gabinecie naszego przełożonego. -pociąga mnie w dół, żebym usiadła i patrzy na mnie wyczekująco
-Już wiem o co chodzi! -wołam, a wszyscy w pomieszczeniu patrzą się na mnie jak na jeszcze większą wariatkę- Miejsce, w którym wszytko się skończyło to miejsce, w którym zginęła Lailah. 
Cole patrzy na mnie zdumiony. 
-Lailah nie zginęła. 
Macham ręką. 
-Tam gdzie zabiła tą dziewczynę. Opuszczony dom na Walshreet Street. 
Cole zrywa się z miejsca. 
-Dom Wiselca, tak? 
Kiwam głową. 
-Jedziemy. - Cole bierze mnie za rękę i ciągnie za sobą
Już jesteśmy przy wyjściu, gdy ktoś krzyczy grubym głosem:
-Hudson! 
Cole zamyka oczy i obraca się powoli na pięcie. 
-Tak, szefie? 
Grubas w policyjnym mundurze podchodzi do nas z rękami splecionymi za plecami. 
-A dokąd wy się wybieracie? 
-To naprawdę w tym momencie jest nieważne. 
Policjant unosi brwi.
-Doprawdy?  Już zapomniałeś, że mamy sprawę do dokończenia?
Cole kręci głową. 
-Tak, wiem. Ja...dokończę ją jutro .
Policjant patrzy na niego pogardliwym wzrokiem. 
-Jutro już możesz tu nie wracać. 
Po czym odwraca się i odchodzi. Gapię się za nim oszołomiona. Cole chwyta mnie za rękę i pociąga za sobą. 
-Current. Wtedy typek. 
-On cię właśnie zwolnił. 
-Mam go gdzieś. W tym momencie mam ważniejsze sprawy na głowie niż złodzieje rowerów. 
Mam ochotę go ucałować. 
Daję Cole'owi wskazówki wskazówki jak dojechać do Domu Wisielca nad przepaścią, tam gdzie Lailah zamordowała niewinną dziewczynę w celu sfingowania swojej śmierci. 
-Masz pół miliona? - pyta nagle Cole gdy mamy już wejść do środka
Rzucam mu poirytowane spojrzenie. 
-Pół miliona?  Cole, daj spokój. Skąd mam ci wytrzasnąć taką kasę? 
Cole wzrusza ramionami i każe mi wejść do środka. 
Nie trzeba chyba dodawać, że Dom Wisielca jest bardzo starym i niebezpiecznym budynkiem. W każdej chwili może się zawalić. W dodatku jest nawiedzony. Podobno. 
W środku jest ciemno i cicho jak makiem zasiał. Do czasu gdy nie nadepnę na szczura i nie zacznę panicznie wrzeszczeć. Nie moja wina. Boję się tych gryzoni. 
Cole ucisza mnie i prowadzi na górę. Mam wrażenie, że te schody się zaraz pod nami załamią. A my spadniemy razem z nimi do ciemnej piwnicy. Brr. ..
Nagle słyszę czyjś śmiech. Choć jestem pewna, że to Lailah po plecach przechodzą mnie ciarki. Bo w końcu to nawiedzony dom. Podobno. 
Śmiech dochodzi zza pierwszych zamkniętych drzwi. Cole bez wahania otwiera je i wchodzi do środka. Jego zachowanie dziwi mnie i jestem nim odrobinę zaniepokojona. Ale mimo wszystko wchodzę. 
-No, nareszcie- Lailah stoi obok krzesła, na którym siedzi ktoś związany
Niall. O, Boże. 
Nawet nie zauważam, że ta suka przefarbowała się na rudo. 
-Niall! -wołam i natychmiast do niego dopadam 
Zaczynam szarpać węzły na jego dłoniach. Kiedy nagle czuję, że on się nie rusza. I jest tak cholernie zimny. 
-Niall? 
Lailah obserwuje mnie z rozbawieniem. 
-Niall!-potrząsam nim spanikowana- Cole, on nie oddycha. Nie oddycha! 
Łzy zasłaniają mi widok. Nie, błagam, tylko nie on. 
-Ty też niedługo przestaniesz- nagle czuję mocne szarpnięcie za włosy i sekundę później leżę rozpłaszczona na ziemi
Ktoś przyciska mi cuchnącą szmatkę do ust i nosa. Nasączoną czymś o dziwnym zapachu. Jak to nazwał Cole? Eter. 
Szarpię się, ale to nic nie daje bo napastnik jest silny.
Powoli opuszczają mnie siły. Przed oczami tańczą mi czarne gwiazdki. 
-Słodkich snów, Ślicznotko. 
Ostatnia moja myśl przed straceniem przytomności to: Cole. 
Wszyscy na tym świecie to pieprzoni kłamcy. Nie ufaj nikomu. 
...through the door and pass the guards. ..











♥♥♥
Hej ;*
Stęsknił się ktoś?  ;)) jak widać ostatnio ociągam się z rozdzialami, niestety ^^
Powoli zbliżamy się do końca opowiadania, ale to tyko taka informacja, ze  ta telenowela nie będzie się już długo ciągnęla xD
mam nadzieje ze rozdział wam się spodoba
XX
♥♥♥






środa, 11 marca 2015

Rozdział 41

...it's not me it's not you there's a reason. ..
-Powiedział tak do ciebie?
-Tak.
-Ale serio?
-Tak.
Naomi piszczy tak głośno, że muszę zasłonić sobie uszy.
-Serio? - powtarza gdy się uspokaja
W odpowiedzi kiwam głową.
Moja przyjaciółka pada na łóżko rozkładając przy tym ręce i wydając z siebie dziki krzyk.
-Serio? !
Uderzam ją poduszką w twarz.
-Zamknij się, Clark.
Naomi odrzuca poduszkę na bok.
-Zamknę się jak powiesz czy na serio!
Przewracam oczami.
-Mówiłam ci to już kilka razy. Tak, na serio, do cholery.
Naomi kiwa głową.
-Dobra. Dobra, Clark uspokój się - zaczyna wachlować się dłońmi i gadać sama do siebie
Tak. To właśnie Naomi.
-Ale. ..- mówi po chwili ciszy- To jak on cię nazywa. ..tym aniołkiem, to jest tak cholernie. ..słodkie.
Uśmiecham się z dumą.
-Wiem. Prawda, że cholernie słodkie?
-Oddałabym wszystko, żeby Harry tak do mnie mówił. - mruczy pod nosem
Marszczę brwi i zerkam na nią kątem oka.
-Co?
Blondynka udaje zdziwioną. Albo po prostu głupią. Co z jej naturalnym kolorem włosów jest absolutnie dopuszczalne.
-Co?- powtarza po mnie słodkim głosem
-Powiedziałaś coś o Harrym.
Naomi potrząsa głową z nerwowym śmiechem.
-Przesłyszałaś się.
-Akurat. Powiedziałaś, że chciałabyś, żeby Harry cię tak nazywał.
-Zamknij się. - Naomi rumieni się
Zaraz, zaraz. Rumieni się. To w ogóle u niej możliwe?  Rumienienie się?  Naomi Clark się rumieni?  Od kiedy?
-Zarumieniłaś się- zauważam zupełnie nieporzebnie
Naomi przyciska dłonie do rozgrzanych policzków chcąc je ochłodzić.
-Powiedziałam, żebyś się zamknęła.
-Myślisz teraz o nagim Harrym czy co?
-Spieprzaj- warczy dziewczyna
-Myślisz?  O cholera.
Naomi rzuca mi krzywe spojrzenie.
-Gdybyś nie była bezbronną kobietą w ciąży to pewnie bym cię udusiła.
Parskam śmiechem.
-Jasne.  Akurat. Za bardzo mnie kochasz, żeby to zrobić.
Naomi unosi brwi.
-Ja? Kocham cię?  Niby kto i kiedy ci coś takiego powiedział?
Czochram ją po głowie. Po prostu nie mogę się powstrzymać. Ona jest zbyt słodka kiedy jest wredna.
-Pamiętasz nasze plany? - zaczynam cicho kiedy obie się uspokajamy i leżymy spokojnie obok siebie na łóżku w sypialni Naomi
Naomi opadają już powieki.
-Jakie plany? - pyta sennie
Uderzam ją ręką w udo z głośnym plaskiem. Dziewczyna podskakuje wydając z siebie głośny wrzask.
-Zamknij się- mówię że śmiechem- Pobudzisz wszystkich na tej ulicy.
Naomi łapie się za wściekle czerwone udo i zaczyna je masować rzucając mi przy tym rozdrażnione spojrzenie. Posyłam jej promienny uśmiech.
-Pamiętasz?  Czy nie?
Naomi wydyma wargi.
-No jasne, że pamiętam. Jesteś popieprzona. A teraz idę spać. Dobranoc.
-Adios.
Nie odzywamy się do siebie przez kilka minut dopóki ja nie powiem.
-Teraz to wszystko się tak pokomplikowało.
Naomi wydaje z siebie groźny pomruk.
-Widzę, że się zgadzasz. Nie wiem jak z małym dzieckiem polecimy na Karaiby.
-Zostawisz je ojcu. - mruczy Naomi- Koniec kłopotu.
Nagle podciąga się do pozycji siedzącej i wbija we mnie wzrok całkowicie rozbudzona.
-Będę mogła być chrzestną?  Wiedz, że jestem cholernie wściekła za ten ślub i musisz mi to wynagrodzić w inny sposób.
Kiwam głową.
-Tak. Możesz zostać chrzestną- Naomi klaszcze w dłonie z cichym piskiem i pyta:
-Masz wybrane imię dziecka?
Wzruszam ramionami.
-A chciałabyś chłopca czy dziewczynkę?
Ponownie wzruszam ramionami.
-A co za różnica.
Naomi patrzy na mnie z politowaniem.
-No nie wiem. Może na przykład różnica w narządach płciowych?  No tak, przecież to nieważne. Nikt nie zauważy różnicy. Masz rację Gordon. Istotę z penisem można nazwać Anna. Czemu nie.
Przewracam oczami.
-Dlaczego jesteś dzisiaj taka rozdrażniona?
Naomi zaciska wargi.
-Ja? Rozdrażniona?  Gdzie tam. Skarbie to niestety cała ja.
Kiwam głową z szerokim uśmiechem.
-Jasne. A teraz dobranoc.
Naomi kręci głową wyraźnie zirytowana.
-Dobranoc.
***
Następnego dnia zdobywam adres Maddy. Chcę z nią porozmawiać, czegoś się dowiedzieć. Od razu po lekcjach kieruję się w stronę jej domu. Maddy mieszka niedaleko naszego liceum. To tak naprawdę kilka przecznic dalej.
Gdy już jestem na jej ulicy zauważam zielony samochód naprzeciwko mnie. Kierowcy nie widzę. Stoję jak wmurowana gapiąc się na niego. Czy to to samo auto, które prawie zabiło Nialla?
I wtedy samochód rusza. Prosto na mnie. Nie mam nawet czasu na odskoczenie w bok. Wiecie jak to jest. Zawsze dziwiłam się czemu ludzie na filmach nie odskakują na bok tylko biegną prosto przed siebie albo stoją jak słupy na środku ulicy. Idealny kandydat do przejechania.
Ale tak naprawdę jest tak, że strach bierze nad nami górę. Nie potrafimy myśleć racjonalnie. Wzbudza się w nas zwierzęcy instynkt. Głos w twojej głowie, który po prostu wrzeszczy:
Biegnij.
Jedno słowo. Nic więcej mi nie potrzeba.
A wtedy biegniesz. Ile sił w nogach.
Z tym, że przypominam o mojej niechęci do lekcji, na których jedyne co robisz to pocisz się. Żadnego myślenia.
A ja w tym momencie mam wyłączone i myślenie i zdolności fizyczne.
Jeśli je kiedykolwiek miałam.
Nagle czyjeś ręce ratują mi życie.
Ugh. Trochę dziwnie to zabrzmiało.
Poprawka. Ktoś łapie mnie za ramiona jednocześnie je przy tym oplatając i popycha mnie do przodu.
Niemal od razu przytomnieję.
Samochód z piskiem opon przejeżdża obok mnie. Wprost przed moim nosem.
No, dzięki kretynie.
-Nic ci się nie stało? - zszokowana podnoszę głowę, a mój wzrok napotyka zmartwione spojrzenie ciemno zielonych oczu
Cole.
Czy powinnam mieć jakieś pytania typu: co ty tu diabła robisz?
No chyba jasne, że powinnam.
-Co ty tu robisz? - opatulam się ciasnej płaszczem
Nagle temperatura spadła o kilka stopni. Albo tylko mi się tak wydaje. Chyba to drugie. Cole wzrusza ramionami.
-Widziałem, jak wychodzisz ze szkoły i idziesz w w zupełnie inną stronę niż zazwyczaj. Dlatego. ..
Rozszerzam oczy.
-Co? Śledzisz mnie?
Cole potrząsa głową.
-To akurat jest dalekie od śledzenia. Po prostu dbam o twoje bezpieczeństwo.
Strzepuję kłębek kurzu z rękawa mojego płaszcza.
Och, doprawdy?
-Moje bezpieczeństwo? - powtarzam-Hmm, wydaje mi się, że nie potrzebuję takiego ochroniarza.
-Akurat- prycha Cole- Całe twoje życie było jednym wielkim pakowaniem się w kłopoty.- milknie na moment po czym dodaje- Ślicznotko.
Momentalnie zamieram i gapię się na niego z rozdziawionymi ustami.
-Dlaczego tak mnie nazwałeś?
-Masz na myśli:dlaczego nazwałeś mnie tak jak nazywał mnie Logan?
Mówiąc to patrzy mi prosto w oczy z grobową miną.
To co robię jest naturalnie odruchowe. Popycham go z całych sił, co wychodzi mi całkiem nieźle, bo Cole przewraca się i ląduje na tyłku.
-Skąd to wiesz? - warczę
Chłopak podnosi się z ziemi bez pośpiechu przez cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.
-Tak się składa, że wiem o tobie wiele rzeczy.
Może to jakiś zboczeniec.
Albo coś ich pokoju.
Tak, pewnie tak.
-To zabrzmiało jak jakiś kiepski tekst z filmu- krzyżuję ramiona na piersiach i wbijam w niego wściekły wzrok
Cole tylko kręci głową z dziwnym uśmiechem. Odwraca się jakby miał odejść i zostawić mnie w spokoju za co dziękowałabym niebiosom, ale nagle obraca się gwałtownie na pięcie i mówi:
-O byłym życiu twojego byłego chłopaka też wiem dość dużo. I zawsze mogę ci takie informacje udostępnić.
***
Cole zabiera mnie do swojego mieszkania. Znowu. Podejrzenia o jego zboczeniach natychmiast wracają.
-Nie do końca jestem tym za kogo się podaje- oznajmia bez ogródek siadając na kanapie i rzucając szarą papierową teczkę na stolik kawowy
Korci mnie, żeby do niej zajrzeć.
Cholernie.
Ale oczywiście nie mogę tego zrobić. -Jak można być "nie do końca kimś"? Cole ,to głupie.
-Jestem detektywem.
Dopiero po jakiś kilku sekundach zaczynam rozumieć znaczenie tego słowa.
-Co? Jesteś kim? Jakimś cholernym detektywem? Dlaczego. ..- macham rękami mając nadzieję, że one powiedzą coś więcej niż ja
Cole wzdycha po czym rozkłada nogi na stoliku.
-Mam dwadzieścia pięć lat.
Wybucham śmiechem.
-Teraz to już w ogóle jakieś jaja sobie robisz. Ty jesteś nastolatkiem. Masz osiemnaście lat. Nie wyglądasz na nawet dwudziestkę.
Brzmię rozpaczliwie. Bardzo rozpaczliwie.
-To akurat zasługa genów- Cole posyła mi szeroki uśmiech zupełnie nieadekwatny do sytuacji
Mogłabym go kopnąć. Ewentualnie udusić poduszką.
-I właśnie przed chwilą byłem świadkiem jak ktoś próbował cię zamordować.
-Nikt nie próbował mnie zamordować- mruczę pod nosem
-Laura. - Cole łapie mnie za rękę
Niemal od razu ją wyrywam. A on udaje, że nic takiego nie zaszło.
-To było zielone volvo.
Wzruszam ramionami.
-I co z tego?  W tym mieście pełno jest pieprzonych zielonych volvo.
-Ale nie za każdym siedzi dziewczyna o rudych włosach- szepcze Cole
Jeśli tak w ogóle ma na imię. Dopiero teraz przychodzi mi do głowy, że to może wcale nie jest jego prawdziwe imię. W końcu palnął jakiś tekst o byciu kimś kim się nie jest czy coś w tym stylu.
Mrugam kilka razy.
-To znaczy. ..podejrzewasz rudą dziewczynę, tak?
Cole przewraca oczami.
-Nie byle jaką rudą dziewczynę.
Kiedy rzucam mu pytające spojrzenie rzuca:
-Maddy.
Jakoś dzisiaj nie panuję nad sobą. Uderzam go w twarz. Cole podskakuje wyraźnie się tego nie spodziewając.
-Przestań pieprzyć, kretynie. To nie mogła być Maddy. Ma alibi na ten dzień, w którym zamordowano Logana i spowodowano wypadek Nialla. Więc raczej nie mamy o czym rozmawiać.
Cole marszczy brwi.
-Skąd wiesz o jej alibi?
Macham ręką.
-Czy to ważne? - gdy rzuca mi zirytowane spojrzenie odpowiadam spokojnie- Morgan się wygadał. Co prawda wcale tego nie chciał no, ale cóż stało się.
Cole uderza w swoje kolana.
-I co jeszcze wiesz, co?-rzuca mi podejrzliwe spojrzenie
Wnoszę oczy ku niebu.
-Niewiele. Morgan nie był aż tak pijany.
-Co ma znaczyć to niewiele? - docieka Cole
Nieładnie być wścibskim. Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
-Gemma- odpowiadam krótko
Ale on zrozumiał. To jedno słowo mu wystarczyło.
-No jasne. Gemma.- rzuca sarkastycznie kiwając głową- To wyjaśnia wszystko.
-A właśnie, że nie wszystko- zauważam chłodno- O co w ogóle chodzi?  Co Gemma ma wspólnego z Maddy?
Cole obdarza mnie pustym spojrzeniem.
-Jeśli myślisz, że ci to powiem to...
-Nawet o tym nie pomyślałam- przerywam mu zirytowana- Palancie- dodaję ciszej
Cole unosi brwi. Ups. Chyba to usłyszał
-Już chyba musisz iść- podnosi się z miejsca i macha na mnie ręką
Wcale nie mam ochoty tego robić. Nie ruszam się z miejsca.
-Miałeś mi powiedzieć o Niallu.
-Tajemnica zawodowa- odwraca się ode mnie
Wstaję już mocno wkurzona tym wszystkim. Ludzie lubią mnie zbywać.
-Cole.- stukam go w ramię
Odwraca się ze zdziwioną miną.
-Nie mam zamiaru stąd wyjść dopóki mi nie powiesz o co w tym wszystkim chodzi.
Panie i panowie, oto moje pytanie roku. O co w tym wszystkim chodzi?
Ostatnio zaczęłam bardziej rozumieć skomplikowane równania matematyczne niż moje własne życie.
Nigdy nie lubiłam matmy.
Cole uśmiecha się krzywo.
-Gdybym tylko mógł. ..zabrałbym cię stąd. Gdzieś daleko.
Tak. Hmm...co?
Wytrzeszczam na niego oczy.
-Chętnie bym się wybrała do Hiszpanii albo gdzieś- śmieję się nerwowo
Cole rzuca mi wściekłe spojrzenie. Co znowu powiedziałam nie tak?
-Wolałbym, żebyś nie brała w niczym czynnego udziału tylko przyglądała się dochodzeniu z pewnej bezpiecznej odległości.
Wpatruję się w niego przez chwilę po czym bez słowa kiwam głową.
Cole odprowadza mnie do drzwi. Nasze pożegnanie przebywa bardzo. ..milcząco. No dopóki Cole nie złapie mnie za ramię i nie wysyczy prosto w ucho:
-I jeśli jeszcze raz pójdziesz do domu Maddy to spędzisz kilka dni w areszcie.
***
-Yeah, I've been watching you all night. ..
Stoję jak wmurowana w progu domu Naomi.
-And something in your eyes. .
Ona tam sprząta czy co?
Naomi uwielbia słuchać muzyki, żeby umilić sobie czas tego przykrego obowiązku.
-So c'mon, c'mon and dance with me baby. ..
Przy salonie muzyka staje się coraz głośniejsza. A do tego słyszę chichot mojej przyjaciółki.
Bez skrępowania wparowuję do środka śpiewając dalszą część piosenki.
-The one that I came with. ..kurwa.
Jestem pewna, że Harry i Naomi myślą w tym momencie dokładnie to samo.
-Przepraszam. ..cholera, naprawdę- wolno się wycofuję
Naomi mimo pokaźnych rumieńców na twarzy  wyraźnie wygląda jakby chciała mnie zabić. Co powiesz na wyprowadzkę z tego domu?
Oj, bardzo chętnie.
-Przepraszam- powtarzam po raz dziesiąty- Nie wiedziałam, że wy się tu właśnie...no cóż pieprzycie.
To było złe słowo. Bardzo złe słowo. Gorszego nie mogłam użyć.
-Ale spokojnie, rozumiem was.
Harry nie może wytrzymać i parska śmiechem. Naomi uderza go w ramię i krzyczy na mnie:
-Wyjdź stąd! - po czym zrywa się z kanapy oczywiście w bieliźnie i ucieka do łazienki
Harry ubiera na siebie spodnie i uśmiecha się do mnie ze skrepowaniem.
-Przepraszam. Wiem mogliśmy iść do pokoju
Macham ręką.
-Przecież to nie było nic takiego. Oboje jeszcze mieliście na sobie bieliznę. Dobrze, że nie weszłam pięć minut później.
Harry uśmiecha się i idzie za Naomi pewnie chcąc wywabić ją z łazienki.
Zatrzymuję go słowami:
-Ale serio Styles?  Seks do swoich własnych piosenek?
Harry wzrusza ramionami z uśmiechem i odchodzi.
Kręcę głową z niedowierzaniem.
I wtedy dzwoni mój telefon. Ze zdziwieniem rozpoznaję nowy numer Nialla.
-Halo?
-Laura?
-Tia. - zaczynam oglądać swoje paznokcie
-Muszę z tobą porozmawiać. Teraz.
...i'll lift you up and never stop. ..


 








♥♥♥
Hej ;*
Jak tam mija tydzień?
Dzisiaj dostałam 4+ z historii a wierzcie z moja nauczycielką to wielkie osiągnięcie :D
mam nadzieje ze rozdział wam się spodoba ;*
XX
♥♥♥







piątek, 6 marca 2015

Rozdział 40

...you're insecure don't know what for. ..
Następnego dnia zostaję wezwana na komisariat. Znowu. I znowu zostaję sam na sam z Morganem. Uh. Nie mają tu innych młodszych i przystojniejszych policjantów?  Naprawdę?
-Proszę usiąść panno Gordon- Morgan wskazuje mi miejsce naprzeciwko niego
Rzucam mu poirytowane spojrzenie, ale spełniam jego prośbę.
-Coś do picia?  Kawy, herbaty? - proponuje miłym głosem
Czy to, że ten jego miły głos mnie niepokoi to coś dziwnego?
-Nie. - odpowiadam chłodno splatając ramiona na piersiach- Dziękuję.
Morgan wyraźnie zadowolony z tego, że nie musi się męczyć z robieniem dla mnie jakichkolwiek przysług siada na swoim miejscu i zaczyna:
-Na początku chciałbym złożyć pani najszczersze kondolencje. ..
-Dziękuję- przerywam mu ostro- Czy teraz możemy przejść już do sedna sprawy?
Morgan odchrząkuje poirytowany.
-Tak, oczywiście- na jego twarzy pojawia się wymuszony uśmiech- Otóż, okazało się, że to jednak nie pani Mead zamordowała Logana. Nie brała też udziału w wypadku pana Horana.
Powstrzymuję się, żeby nie zacząć mu bić braw.
-W końcu- przewracam oczami
Morgan spogląda na mnie zdziwiony.
-Co w końcu?
-W końcu rozwiązaliście tak oczywistą zagadkę.
Nadal gapi się na mnie jak cielę na malowane wrota.
-Słucham?
Macham dłonią.
-Nieważne. Jak doszliście do tak genialnego wniosku?
-Panna Mead ma alibi na obie te noce. Gemma Styles potwierdziła, że odwiedzała. ..- urywa nagle jakby uświadomił sobie, że powiedział o ciut za dużo
-Tak? - rzucam mu pytające spojrzenie
No, dalej. Kontynuuj. Przecież ty tak bardzo lubisz gadać.
-Hmm. ..- Morgan wbija wzrok w swoje dłonie splecione na stole- Nieważne. Pani może już iść- wstaje z miejsca- Przepraszam za kłopot.
Jakby nie mógł po prostu zadzwonić i powiedzieć o co mu chodzi. Wtedy tego kłopotu nie byłoby w ogóle. I wszyscy byliby zadowoleni.
-Nie dokończy pan tego zdania z Gemmą? - pytam grzecznie
Naprawdę grzecznie.
Morgan kręci głową.
-Nie. Przykro mi.
Jasne.
-Tajemnica zawodowa? - posyłam mu szeroki uśmiech i wychodzę
I tak się dowiem. Dupku. Od ciebie czy od samej Gemmy. Co za różnica.
Zabieram moją torbę i kurtkę z tego miejsca, gdzie zarekwirowali mi rzeczy. Jakby bali się, że mogę ich wysadzić czy coś.
W drodze do wyjścia odprowadzana przez jakiegoś młodego policjanta dostrzegam znajomą granatową kurtkę.
Przystaję. Policjant też. Patrzy na mnie zdziwiony.
-Coś się stało?
-To...hmm, widział pan. ..ten chłopak w granatowej kurtce, co on tu robi?
Policjant wzrusza ramionami.
-Nie chodzi ci przypadkiem o detektywa Crossa?
Marszczę brwi.
-Nie, nie ja...
Zerkam jeszcze raz w tył, ale nikogo już tam nie ma.
-Proszę za mną- pogania mnie policjant- Proszę.
Z trudem ruszam się z miejsca.
Co on tu robi?
Mogłabym przysiąc, że tym chłopakiem w granatowej kurtce był Cole.
***
-Nie możesz się go po prostu zapytać? - szepcze Naomi
Kręcę głową.
-Nie. Boję się.
Blondynka unosi brwi.
-Czego masz się bać?  Przecież się przyjaźnicie. Jak nawet nie więcej.
Odwracam się gwałtownie.
-Co powiedziałaś?
Naomi wzrusza ramionami.
- W końcu ostatnimi czasy nie obchodzi cie nikt poza nim.
Oburzam się.
-To nieprawda! - powstrzymuję się od walnięcia w stół- Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć...nadal kocham Nialla. Szaleńczo.
Naomi kiwa głową.
-No, przecież wiem. Nie o to mi chodzi. Po prostu. ..ten Cole pojawił się tak zupełnie znikąd. Nikt nic o nim nie wie. Ty chyba też niewiele. I jest taki. ..dziwny.
Spoglądam na nią pytająco.
-Dziwny? - powtarzam- W jakim sensie dziwny?
Blondynka patrzy mi w oczy przez dłuższą chwilę.
-Nie wiem- mówi w końcu- Po prostu tak mi się wydaje.
Otwieram usta, żeby coś odpowiedzieć, gdy ona nagle wymachuje rękami i prawie spada z krzesła.
-Idzie tu, spytaj go teraz.
Cole podchodzi do naszego stolika z szerokim uśmiechem. Zajmuje miejsce obok mnie na Naomi nawet nie patrząc.
-Hej.
-Hej, kretynie- mruczy moja przyjaciółka pod nosem
Piorunuję ją wzrokiem.
-Cześć- zmuszam się do uśmiechu- Co tam?
Cole wzrusza ramionami.
-Absolutnie nic ciekawego.
-Tak? Hmm. ..robiłeś wczoraj coś konkretnego?
Cole potrząsa głową.
-Siedziałem w domu. A co?
Naomi głośno odchrząkuje.
-Nic. ..hmm, wczoraj byłam na posterunku policji, no i wydawało mi się, że cię widziałam.
Cole zamiera, po czym nagle wstaje z miejsca omal nie przewracając krzesła.
-Wydawało ci się. Mnie tam na pewno nie było.
I odchodzi niemal biegiem. Okej. To było mega dziwne.
-Co to było? - zerkam na Naomi zaskoczona
Blondynka tylko potrząsa głową mówiąc przy tym:
-Połowa ludzi na tej ziemi to pieprzoni kłamcy. Na twoim miejscu nie wierzyłabym nikomu.
***
Po lekcjach kieruję się prosto do domu Nialla. Powiedzieć, że jest nieźle zdziwiony moim widokiem to zdecydowanie za lekkie określenie.
-Co ty tu robisz? - pyta wgapiając się we mnie jak sroka w gnat
Wzruszam ramionami rozczarowana jego reakcją. Miałam cichą nadzieję, że będzie się cieszył.
-Niall?  Kto to? - do drzwi podchodzi Maura
Na mój widok uśmiecha się i rusza ku mnie z wyciągniętymi ramionami. Pozwalam jej się przytulić jednocześnie próbując się nie rozpłakać. Nie oszukujmy się. Maura jest dla mnie jak matka. Tak właściwie to od Melindy nigdy nie zaznałam takiej miłości jak od matki mojego chłopaka. Hmm. ..no dobra, aktualnie byłego chłopaka.
-Laura, kochanie- całuje mnie w policzek i zerka na Nialla- Na co czekasz? Wpuść ją do domu.
-Jasne...mamo- to "mamo" mówi ledwie słyszalnie
Tak jakby to słowo ledwo przechodziło mu przez usta.
W sumie nic dziwnego. Przecież on nic nie pamięta.
-Wejdź- Niall przesuwa się w bok, żebym mogła przejść
Gdy ocieram się ramieniem o jego ramię zauważam jak chłopak zamyka oczy i robi dziwną minę.
Też robię dziwną minę. Bo to było...hmm, no nie wiem...może dziwne?
-Chodź, chodź- Maura macha na mnie ręką
Ledwo za nią nadążam. Kobieta prowadzi mnie do tak znajomego mi salonu i każe mi usiąść na kanapie.
-Zrobię ci coś do jedzenia. Pewnie jesteś głodna- zerka znacząco na mój brzuch- Jak się czujesz?
Uśmiecham się blado.
-Dobrze.
-Żadnych bólów? Nudności? - docieka Maura
-Na razie nie.
-To dobrze- odwraca się i pędzi do kuchni
Gdy podnoszę głowę zauważam Nialla opierającego się niedbale o ścianę i przyglądającego mi się z zaciekawieniem typowym dla małego dziecka.
-Kopie? - pyta nagle prostując się
Unoszę brwi.
-Co?
-Dziecko- siada obok mnie na kanapie- Czy kopie?
Kręcę głową.
-Nie. To jeszcze za wcześnie.
Niall uśmiecha się krzywo.
-A wiadomo czy chłopiec czy dziewczynka?
-Nie.
Skąd te nagłe pytania.
-Czyli spaliśmy ze sobą. - mówi po chwili
Maura, która akurat wchodzi do salonu z tacą w ręku upuszcza ją z krzykiem na podłogę.
Oboje z Niallem zrywamy się z miejsca i pomagamy jej posprzątać.
-Niallu Jamesie Horanie- zaczyna Maura groźnym tonem, gdy kończymy- Wydaje mi się, że nie tak cię wychowałam. To było bardzo niegrzeczne pytanie. Wstyd mi za ciebie.
Niall spuszcza głowę i wbija wzrok w podłogę.
-Jasne. Przepraszam- mruczy pod nosem
Zamykam oczy. Jego zachowanie. ..on cały. ..to nie jest m ó j Niall. Ten Niall jest zupełnie inny.
Maura rzuca mu groźne spojrzenie po czym wraca do kuchni zostawiając nas samych.
-Tak.- odpowiadam na jego wcześniejsze pytanie
Niall patrzy na mnie nieprzytomnie.
-Tak, spaliśmy ze sobą. Inaczej skąd by się wzięło to dziecko?  Z powietrza?
Chłopak oblizuje wargi odchrząkując.
-Zawsze to mogło być dziecko kogoś innego.
Nie wierzę, że on to powiedział. A myślałam, że już gorzej być nie może.
-Kretyn- warczę zakładając na siebie płaszcz
Niall wpatruje się we mnie ze zdumieniem
-Ale...- rozkłada ręce w geście bezradności- Co powiedziałem nie tak?
Potrząsam głową nie wierząc własnym uszom.
Jak on śmie?
-Naprawdę nie wiesz? - przewracam oczami
Kiedy przechodzę obok niego łapie mnie za ramię i obraca do siebie jednym ruchem tak, że patrzymy sobie prosto w oczy. Zaciskam wargi.
-Nie rozumiem cię- mówi Niall spokojnie- Nie obraź się, ale sama tu przyszłaś. W szpitalu mnie olałaś i jasno dałaś do zrozumienia, że nie masz ochoty na zaznajomienie się ze mną. A teraz. ..
-Nie rozumiesz- przerywam mu ostro- Gdybyś znalazł się w mojej sytuacji. ..na pewno nie byłoby ci tak łatwo.
Niall kiwa głową.
-Może i masz rację. Ale to nie jest moja wina. Uwierz mi, bardzo chciałbym cię pamiętać.
Uśmiecham się słabo.
-Okej. Wierzę. Ale właściwie to przyszłam tu, żeby zabrać cię na spacer. I przeprosić za to, że wtedy cię olałam. Przepraszam, ale jak mówiłam. ..nie było mi łatwo.
Niall kiwa głową.
-Oczywiście. Rozumiem. Możemy iść na spacer. ..ale. ..- zaniepokojona marszczę brwi na jego "ale"- ale ja wybieram miejsce.
***
Godzinę później Niall zatrzymuje samochód na parkingu przed lasem.
-Serio? - pytam rozglądając się dookoła
-Co serio? - pyta chłopak wychodząc z samochodu
-Wywiozłeś mnie do lasu- śmieję się
Niall unosi brwi.
-I co w tym takiego śmiesznego?
Wzruszam ramionami.
-W sumie to nie wiem.
Chłopak zaczyna iść przez ścieżkę prowadzącą przez las.
-A dlaczego akurat tutaj? - odzywam się po dłuższej chwili ciszy
Niall ogląda się przez ramię. 
-A wiesz, że nie wiem?  To znaczy wiem. To miejsce jest dla mnie bardzo ważne. Nie pytaj dlaczego. Tak naprawdę to nie pamiętam dlaczego. 
Śmieję się pod nosem i wbijam wzrok w jego plecy przez co nie zauważam konaru o, który jak to ja muszę się potknąć i wpaść na Nialla. 
Chłopak błyskawicznie odwraca się i łapie mnie w pasie. 
-Cholera- wykrztuszam z siebie
-Cholera- zgadza się ze mną Niall- Patrz pod nogi. Musisz na siebie uważać. 
Dzięki za radę, panie Horan.
Po minucie może dwóch zdaję sobie sprawę z tego, że nie dość, że patrzę mu bez przerwy w oczy to do tego trzymam się go jak tonący łódki. 
-Hmm...przepraszam- chcę cofnąć dłonie, ale ku mojemu zaskoczeniu Niall nie pozwala mi ich zabrać
-Nic się nie stało. Naprawdę- zapewnia mnie i zaczyna masować kostki moich dłoni
Jestem pewna, że robi to bezwiednie. Wbrew swojej własnej woli. 
Nagle Niall pochyla się i przyciska swoje usta do moich. Gwałtownie wciągam powietrze i rozchylam wargi. Niall wplata palce w moje włosy opierając się o drzewo. Wtulam się w niego i wcale nie mam zamiaru go puścić, gdy on nagle odsuwa się z uśmiechem. 
Wpatrujemy się w siebie bez słowa. 
Po chwili jednak czuję, że jeśli nic nie powiem to chyba pęknę. 
-Dlaczego to zrobiłeś? - pytam ostrym tonem
Nie możesz mi tego robić. Nie teraz. Nie chcę, żebyś całował mnie kiedy tak naprawdę nie wiesz kim jestem
Niall unosi brwi wyraźnie zdziwiony moją reakcją. Pewnie myślał, że będę skakać z radości. Jego niedoczekanie. 
-Co...nie podobało ci się?- zdejmuje dłonie z mojej talii
Już za nimi tesknię. 
-Oczywiście, że mi się podobało- Jezu. Czy ja powiedziałam to na głos?- Ale nie możesz mnie tak po prostu z niczego całować. 
-A więc następnym razem mam cię uprzedzić, tak? - Niall macha rękami
Kręcę głową. 
-Nie. Ale wyjaśnij mi...dlaczego to zrobiłeś? 
Blondyn wciska dłonie w kieszenie spodni. 
-Chciałem coś sprawdzić. 
Sprawdzić? Czy ja jestem dla ciebie pieprzonym obiektem testowym? 
Splatam ramiona na piersiach i piorunuję go wzrokiem. 
-Myślałem, że może jeśli cię pocałuję to wrócą jakieś wspomnienia. - tłumaczy się speszony- Ale jak widać życie to nie bajka. Nic nie przychodzi tak łatwo. 
Zamykam oczy na kilka sekund. 
-Jasne. Okej. Zapomnij o tym- kładę mu rękę na ramieniu- Nic się nie stało. 
Niall uśmiecha się do mnie niepewnie. 
-Idziemy dalej? 
Kiwam głową odwzajemniając uśmiech. 
-Jasne.
Idziemy w ciszy przez jakieś pięć minut. Gdy w końcu przystajemy Niall odwraca się do mnie i uśmiecha z wyraźną dumą. 
-Podoba ci się? 
Spoglądam za jego ramię. To miejsce wydaje mi się dziwne znajome. 
Jesteśmy nad jeziorem. Rozglądam się wokół jeszcze raz, gdy nagle dostrzegam porzucony czerwony koc.
Kurwa. 
To niemożliwe. 
Może nie rozpoznałam sobie tego miejsca od razu bo wtedy była noc. 
To tutaj Niall mi się oświadczył. 
***
-Laura? - Niall zjawia się u mojego boku w oka mgnieniu- Coś nie tak?  Dlaczego płaczesz? Nie podoba ci się?  Źle się czujesz?  Powiedz coś do cholery. 
Ocieram łzy wierzchem dłoni. 
-Tu jest idealnie. Naprawdę. Nie mogłeś wybrać lepszego miejsca. 
Niall momentalnie się rozpromienia. 
-Naprawdę? 
W odpowiedzi kiwam głową. 
-W takim razie nie rozumiem. ..dlaczego płaczesz? 
Macham ręką. 
-Nie zwracaj na mnie uwagi. Miałam ciężko dzień. 
Niall nie docieka. 
Spędzamy na plaży prawie dwie godziny. Rozmawiamy, żartujemy. ..  W pewnych momentach Niall nawet przypomina dawnego siebie. Ale tymi rozmową i żartami daleko nam do czegoś innego. On po prostu traktuje mnie jak przyjaciółkę. 
A czego się spodziewałaś? 
Gdy się ściemnia Niall zawozi mnie do domu. To znaczy: do domu Naomi. 
-Mam nadzieję, że ci się podobało. - zaczyna niepewnie
-Jasne- z całych sił ściskam klamkę drzwi auta
-To dobrze. A więc. ..spotkamy się jutro? 
-Jasne.
Powtarzasz się Gordon. Wymyśl coś bardziej oryginalniejszego. 
-To świetnie. A więc do jutra- wychodzę już z samochodu gdy dodaje z uśmiechem- aniołku. 
Aniołku. 
Wpatruję się w światła odjeżdżającego auta z rozdziwionymi ustami. 
...you turn your head when you walk trough the door. ..
















♥♥♥
Hej ;*
Witam po mojej krótkiej przerwie :*
Nie miałam zbyt czasu i weny ;)) remont w domu i w ogóle ;/
Ale mam nadzieje ze rozdział wam się spodoba, liczę na wasze opinie :*
Miłego weekendu <3
XX
♥♥♥




poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 39

Dla Wiktorii Czaji



...I will carry you over. ..
Sterczę pod gabinetem doktora Kylara już od pięciu minut jak nie dłużej. I jedyne co na razie udaje mi się usłyszeć to: 'tak', 'nie', 'spokojnie'.
Jak można być spokojnym w takiej sytuacji? Pytam się, jak?
Opieram się o ścianę obok drzwi wyczerpana tym wszystkim. To za dużo jak dla mnie, osiemnastolatki tak naprawdę od niedawna. Ja chciałam po prostu iść na te pieprzone studia, zostawić za sobą przeszłość i rozpocząć nowe życie. Wcale nie chciałam zakochać się w gwieździe muzyki, planować z nim ślubu czy zajść w ciążę. A tym bardziej nie chciałam spowodować wypadku w wyniku, którego o mało bym go nie zabiła. A potem poznała.
I na pewno nie poznałabym wtedy Summer. Żyłabym sobie w słodkiej nieświadomości o jej istnieniu. I tak byłoby lepiej. Oszczędziłoby to tego wszystkiego.
I nadal byłabym zimną suką bez uczuć.
Drzwi gabinetu otwierają się i staje w nich doktor Kylar. Odwraca się do mnie i posyła mi ponury uśmiech.
-Możesz wejść
Nie ma potrzeby, żebyś tu tak bez sensu stała i próbowała domyśleć się o czym mówimy.
Nie musi mi tego powtarzać dwa razy. Niemal od razu wbiegam do pomieszczenia. W środku siedzi pani Johnson razem ze swoim mężem ( nie widziałam go ani razu, ale wiem, że to on). Kobieta położyła głowę na jego ramieniu i została w takiej pozycji z zamkniętymi oczami. Siadam obok niej na twardym krześle.
Doktor Kylar zajmuje swoje miejsce naprzeciwko nas i mierzy mnie zaniepokojonym spojrzeniem.
-Nie udało nam się. - oznajmia cicho
Unoszę brwi.
-Co wam się nie udało?
Z całych sił ściskam własne palce.
Mężczyzna przeczesuje dłonią swoje rzadkie włosy i mówi z westchnięciem.
-Summer zmarła. Dzisiaj w nocy. Rano przyszła do niej pielęgniarka. Summer już nie żyła.
Słyszę jak pani Johnson cicho jęczy.
Słyszę jak doktor Kylar stuka palcem o blat biurka.
Słyszę jak ojciec Summer cicho płacze.
-Nie- szepczę kręcąc głową- Nie, nie, nie. To...to nie może być prawda.  Ja...nie. ..nie wierzę.
Doktor wzdycha ciężko.
-Uwierz mi, Lauro. Też bym chciał, żeby to nie była prawda. Jednak...
Bez słowa zrywam się z krzesła i wybiegam z gabinetu. Prawie przewracam jakąś starszą pielęgniarkę. Nawet jej nie przepraszam tylko biegnę dalej.
Zawiodłam ją. Zawiodłam ją.
Te dwa słowa huczą mi w głowie.
Obiecałam jej tyle rzeczy. Do moich oczu napływają łzy.
Nigdy nienawidziłam siebie tak bardzo jak w tym momencie. Nigdy.
Zatrzymuję się przy pokoju Summer z trudem oddychając. Przekraczam jego próg tak jakbym wchodziła do jakiejś świątyni. A później rzucam się z płaczem na podłogę obok łóżka. Przytulam się do poduszki, która pewnie została zmieniona rano po tym jak Summer. ..
Jezu.
Zaczynam płakać jeszcze bardziej i jeszcze głośniej. Prawie zawodzę.
Tkwię może w tej pozycji dziesięć minut, a może godzinę, nie wiem, gdy ktoś dotyka mojego ramienia.
-Wszystko w porządku? - pyta dziewczęcy głos
Wszystko w porządku?  Chyba, gdyby wszystko było w porządku to nie próbowałabym utopić wszystkich ludzi w tym pieprzonym szpitalu swoimi łzami.
-A na co to tobie wygląda?  Na radość? - kieruję na nią załzawione spojrzenie
Dziewczyna jest może w moim wieku może odrobinę starsza. Ma długie, czarne, błyszczące włosy i brązowe oczy. Jest ubrana w czarną skórzaną kurtkę i obcisłe rurki tego samego koloru. Na głowie ma czarną beanie.
-Hmm. ..no nie.- mówi dziewczyna przyglądając mi się z zaciekawieniem
Ocieram łzy wierzchem dłoni.
-Coś się stało? - powtarza dziewczyna
Zagryzam wargę.
-Zmarła moja przyjaciółka. - podnoszę się z podłogi otrzepując legginsy z kurzu
Dziewczyna otwiera usta najwyraźniej nie mając zielonego pojęcia co w takiej chwili powiedzieć.
-O, Boże- wykrztusza w końcu- Przykro mi.
Wzruszam ramionami.
-Miała wypadek samochodowy? - dopytuje dziewczyna, a mnie jej dociekliwość zaczyna delikatnie mówiąc irytować
-Nie.
-W takim razie. ..co?
-Rak- odpowiadam cicho
-A ile...miała lat?
Kurwa. Naprawdę chciałabym ją kopnąć. Albo cokolwiek.
-Osiem.
Dziewczyna wstrzymuje powietrze i unika mojego wzroku.
-Jej. Osiem lat. To bardzo mało.
Nie odpowiadam tylko wbijam wzrok w ścianę, z której zniknął plakat Justina Biebera. Jak oni śmieli?
-Jestem Mel- dziewczyna wyciąga do mnie rękę, którą z resztą ignoruję
-Laura- odpowiadam chłodno- Mel to skrót od Melissy, Melindy czy innego głupiego imienia.
Mel uśmiecha się szeroko.
-Nie. Po prostu Mel. Albo Melly. Jak kto woli.
Ja bym wolała, żebyś natychmiast opuściła to miejsce.
-Muszę iść- Mel niemal natychmiast odpowiada na moje nieme błagania- Odwiedzam starego przyjaciela.
Kiwam głową nawet jej nie słuchając.
-To...ja no...pójdę już.
Wychodzi niemal biegiem.
***
-Zebraliśmy się tu, żeby pożegnać naszą córkę, siostrę, przyjaciółkę. ..- w pewnym momencie przestaję słuchać słów księdza i wbijam wzrok w małą białą trumnę stojącą przed ołtarzem
Naomi bierze mnie za  rękę i uśmiecha się do mnie delikatnie. Odwzajemniam uśmiech.
-Summer Johnson była wspaniałą dziewczynką. ..
-Uwielbiała grać w gry planszowe. ..
-Chciała zaznać prawdziwego życia. ..
-Nie bała się śmierci. ..
Była, chciała. ..dlaczego wszyscy mówią o niej w czasie przeszłym? Jakby już należała do przeszłości.
Ksiądz monotonnym głosem zaczyna odmawiać modlitwę.
Na cmentarzu jest niewiele ciekawiej. Większość ludzi płacze, pani Johnson przytula się do trumny i wcale nie chce jej puścić. Jej mąż i ktoś z rodziny muszą odciągnąć ją od niej siłą.
Nie podchodzę do niej z kondolencjami. Po prostu nie mam na to siły.
Gdy ceremonia pogrzebowa dobiega końca i wszyscy ludzie idą na stypę ( na, którą zresztą miałam zaproszenie, ale go nie przyjęłam) ja podchodzę do mogiły pewnej wiązanek i świeczek.
Z moich oczy łzy płyną same. Naomi zerka na mnie z zaniepokojeniem.
-Przepraszam- szepczę- Przepraszam cię, Summer.
Blondynka przytula mnie do siebie i pozwala się wypłakać.
-Dzisiaj miałam wyjść za mąż- łkam cicho- Dzisiaj miałam mieć ten cholerny ślub.
Naomi całuje mnie w czubek głowy i odciąga na bok.
-Idziemy?- pyta cicho
Bez słowa kiwam głową.
***
Po pogrzebie Summer jakoś udaje mi się dojść do siebie. Wracam do szkoły, uczę się( żeby jednak dostać się na te pieprzone studia) i próbuję o wszystkim zapomnieć.
Nie, nie o wszystkim.
Nie potrafię tak po prostu wyprzeć Summer z pamięci. I nie chcę. Nie chcę udawać, że wcale nie istniała a ostatnie dwa miesiące mojego życia to był jeden wielki sen.
Zaprzyjaźniłam się z Cole'm. To kolejna sprawa. Okazał się naprawdę świetnym facetem. Wychodzimy razem do kina, na spacery. Naomi patrzy na to wszystko sceptycznym okiem. Nie wiem czemu, ale ona nie lubi Cole'a. Chociaż nie lubi to za mało powiedziane. Zazwyczaj, kiedy siedzimy razem w trójkę to ona nie odzywa się ani słowem. A czasami potrafi nawet odejść do kogoś innego.
Próbowałam z nią o tym porozmawiać, ale to wyglądało mniej więcej tak:
Ja: Dlaczego tak go nie lubisz?
Naomi: Bo nie.
Ja: Przecież on ci nic nie zrobił.
Naomi: Jeszcze nie.
Ja: Może wyszlibyśmy gdzieś razem. ..
Naomi: Nie.
Ja: Proszę cię Clark, nie każ mi wybierać.
Naomi: Przecież ci nie każę. Jak tak bardzo chcesz to sobie z nim idź.
Ja: Spieprzaj.
Naomi: Nawzajem.
Więc tak...hmm. ..no.
Ale próbowałam, tak?
-Naomi chyba nie pała do mnie miłością- mówi Cole, gdy wychodzimy ze szkoły
-Uhm. - mruczę pod nosem
-Ale spokojnie, nie przeszkadza mi to. Może pójdziemy do mnie albo do ciebie?
-Mieszkam z Naomi- przypominam mu
Chłopak kiwa głową z uśmiechem.
-A, no tak. Zapomniałem. To jednak do mnie, tak?
Potakuję.
I idziemy do niego. Cole mieszka sam w małym mieszkaniu, które wynajmuje od jakiejś starszej pani.
-Porozmawiajmy- mówi Cole siadając obok mnie na kanapie
-Jasne- posyłam mu szeroki uśmiech- Ale o czym?
-O Niallu- Cole rzuca mi zaniepokojone spojrzenie
Odwracam wzrok.
-O nim? Po co?
Chłopak wzrusza ramionami.
-Ja...chcę tylko wiedzieć...nie odzyskał nadal pamięci, tak?
Z niechęcią kiwam głową.
-Nie odzyskał. Cóż, nie wiadomo czy w ogóle odzyska.
Cole zagryza wargę i patrzy na mnie dziwnym wzrokiem.
-Cóż, może lepiej, żeby się tak z tym nie spieszył.
Mrużę oczy.
-Co?
Cole kręci głową.
-Nic, nic. Absolutnie nic.
Rzucam mu podejrzliwe spojrzenie.
-Powiedziałeś, żeby lepiej się nie śpieszył- cedzę przez zaciśnięte zęby- Co to miało do cholery znaczyć?
-Nic takiego nie powiedziałem.
-Nie jestem głucha- warczę
Cole kładzie mi rękę na ramieniu.
-Spokojnie, księżniczko. Nic takiego nie powiedziałem, okej?
Patrzy mi prosto w oczy.
Z wahaniem kiwam głową.
-Okej.
-A jeśli odzyska pamięć czego oczywiście mu życzę- kontynuuje Cole- zamierzasz do niego wrócić?
Skąd te pytania?  O co mu w ogóle chodzi?
-Tak- kiwam głową- Zamierzam.
Cole patrzy na mnie z niedowierzaniem.
-Serio?  Wybaczysz mu to wszystko, od tak?- pstryka palcami- Przecież on cię zdradził. Zdrady się nie wybacza. No, przynajmniej ja bym nie wybaczył. Ale ja to nie ty.
Nie wiem o czym on mówi, ale to zaczyna robić się coraz bardziej dziwne.
Odsuwam się od niego.
-Ta dziewczyna, z którą cie zdradził...Mel, tak?
Podnoszę głowę. Mel.
-Dlaczego nikt nie chciał ci powiedzieć kim ona jest?
Mel.
-Czyli twój chłopak ukrywa przed tobą sporo rzeczy.
Cholera jasna. No tak.
Zrywam się z miejsca na równe nogi.
Cole obdarza mnie zdziwionym spojrzeniem.
-Coś się stało?
Nie odpowiadam tylko zarzucam na siebie płaszcz.
-Dzięki za gościnę, ale muszę lecieć. Na razie- całuję go w policzek sama siebie tym zaskakując i biegnę do wyjścia
Mel. Mel. Mel.
Dlaczego wcześniej nie skojarzyłam jej imienia? Stary przyjaciel, akurat. Prycham cicho kierując się w stronę szpitala. Cole na szczęście mieszka dwadzieścia minut drogi od niego. Dlatego nie trudzę się łapaniem taksówki tylko ruszam prawie biegiem. No dobra czymś podchodzącym pod prawie bieg. Wyjaśnijmy sobie coś. Zawsze wolałam angielski od wf-u. A na tej lekcji nikomu niepotrzebnej bardzo rzadko zdarzało mi się ćwiczyć. No więc. ..tak.
Kiedy dochodzę do szpitala od razu lecę do pokoju Nialla. Myślałam, że już na zawsze pożegnam szpital. Miałam taką nadzieję.
Na moje szczęście pod salą Nialla siedzi Maura. Może odpowie mi na kilka pytań.
-Cześć- uśmiecham się do niej słabo- Dobrze, że cię widzę.
Maura odwzajemnia uśmiech.
-Ja też. Przykro mi z powodu Summer.
Wzdycham.
-Dziękuję- siadam obok niej- Mam kilka pytań.
-Tak?
Biorę głęboki oddech.
-Kim jest Mel? I ile znaczy dla Nialla?
Maura wpatruje się we mnie osłupiała.
-Miałam porozmawiać o tym z Niallem, ale. ..wyszło jak wyszło. A więc. ..kim jest Mel?
Kobieta odwraca wzrok.
-Nie powinnam ci tego mówić.
Powstrzymuję się od przewrócenia oczami.
-Domyśliłam się, wiesz? Nikt nie chce o niej mówić. Tylko dlaczego?  Bo musi być jakiś powód.
Maura kuli się i kręci głową.
-Nie mogę. Przepraszam Lauro, ale naprawdę nie mogę.
Powiedzieć, że jestem rozczarowana to zdecydowanie za mało.
-Ale. ..dlaczego? - potrząsam głową- Wytłumacz mi chociaż dlaczego. Proszę- dodaję widząc jej niepewną minę
Maura łapie się za głowę wstając z miejsca.
-Nie mogę skarbie. Nie mogę. Ona nam nie da spokoju.
I odchodzi. Gapię się za nią oszołomiona. W tym samym momencie z pokoju Nialla wychodzi dziewczyna o czarnych długich włosach ubrana cała na czarno.
-Hej! - wołam biegnąc za nią
Dziewczyna zatrzymuje się wpół kroku i zerka na mnie przez ramię.
-Co chcesz? - krzywi się- A to ty.
Nie jest wcale tak miła jak wczoraj. I to z nią Niall miałby się niby przespać?
-Mel, tak? - pytam
-Tak- dziewczyna wznosi oczy ku niebu- Błagam cię mów co chcesz i spadaj.
Rzucam jej wściekłe spojrzenie.
-Co ty właściwie chcesz od Nialla?
Mel unosi idealnie wydepilowane brwi.
-No nie. To ty jesteś tą dziewczyną, z którą miał wziąść ślub?  No to, gratulacje- klaszcze w dłonie  z krzywym uśmiechem- A teraz spadam.
-Poczekaj- warczę- Spałaś z nim?
Mel bez owijania w bawełnę kiwa głową.
-Ale nic nas nie łączy, nie musisz się martwić. Był mi coś winien po prostu.
Marszczę czoło.
-Co był ci winien?
Mel wzrusza ramionami.
-Teraz to już nieważne. Ten kretyn i tak nic nie pamięta. Albo tylko udaje. - nagle kopie nogę krzesła stojącego obok niej, wbrew sobie wzdrygam się przestraszona- Kto teraz spłaci ten pieprzony dług?
Nic nie rozumiem z tego jej paplania.
-Nie możesz po prostu powiedzieć o co ci chodzi, a nie bawić się w jakieś cholerne rebus?
Mel obdarza mnie pełnym pogardy spojrzeniem.
-Jeśli myślisz, że ci coś powiem to chyba upadłaś na głowę.
Chyba tak.
Mel kręci głową z niedowierzaniem i odchodzi zarzucając włosami.
-Znasz ją? - podskakuję gdy Niall znienacka staje za mną i szepcze mi do ucha
Kręcę głową.
-Nie.
Niall wzdycha ciężko opierając się na kulach.
-Wychodzę dzisiaj ze szpitala. Noga się prawidłowo zrosła, czuję się o wiele lepiej. - uśmiecha się do mnie niepewnie- Możemy się spotkać.
 Czuję lodowate ręce zaciśnięte na moim gardle.
-Po co? - pytam cicho
Niall patrzy gdzieś w sufit.
- Chcę cię lepiej poznać. To chyba zrozumiałe w naszej sytuacji. To co? Jutro?
-Nie- mówię- Nie mam nastroju na żadne randki.
Niall unosi brwi wyraźnie zdziwiony.
-Dlaczego?
Przewracam oczami. On naprawdę zaczyna mnie wkurzać.
- Tydzień temu zmarła Summer. Mam powód.
Niall rozszerza oczy.
-Kto?
-Summer- cedzę przez zaciśnięte zęby
-Ja...
-Taka mała dziewczynka. Była chora na raka- mówię że sciśniętym gardłem
Niall patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-Summer. ..Summer Johnson?  Ja...ja ją pamiętam.
...we will find the way trough the dark. ..
















♥♥♥
Hej ;*
Więc tak,wszystkiego najlepszego słońce :* zdrowia, szczęścia, spełnieni marzeń i czego tam sobie zażyczysz :))
przepraszam jeśli źle odmieniłam nazwisko :*
Mam nadzieje ze rozdział wam się spodoba ^^ jestem beznadziejna w opisywaniu smutnych chwil, wiem ;))